Ruja skończyła się na Dziuni i Misi. Reszta kóz nieporuszona, pewnie szczęśliwie dotrwa do właściwego dla siebie czasu. Klapaucjusz wychodzi z siebie, capi na kilka metrów, ale czas to czas.
Wczoraj spróbowałyśmy coś sprzedać na Spotkaniach z Kulturą Ukraińską. Zarobiłyśmy tyle, co wioskowi chłopcy przez 5 godzin na szukaniu kurek w lesie. Miejscowi nie są zainteresowani swojskim jedzeniem, bo zwyczajnie... mają je na co dzień w domu. Na koniec podarowałam wójtowi tytułem akcji przedwyborczej znaczek z napisem "I love Czeremcha". Nie zrozumiał, że mógłby wszystkich manifestacyjnie kochać. Powiedział, że podaruje go dziecku.
Poza tym zdobyłyśmy ciekawe informacje od tutejszego Arcymistrza jak robić cydr i jak zamienić go w Calvados. Jabłek coraz więcej, trzeba coś z tym zacząć robić.
O.... a czy moglabys podzielic sie przepisem? Bardzo bym chciala zrobic wlasny cydr, ten sklepowy w butelkach jest niedobry.
OdpowiedzUsuńjeśli coś wyjdzie podobnego do cydru napiszę. ;-)
OdpowiedzUsuń