Trochę śnieży, trochę ziębi, świat jest biały, czysty i piękny. Ptactwo trzyma się kurników, stroszy pióra. Wczoraj padła ze starości jedna z zielonych nóżek emerytek. Miała jakieś 6-7 lat.
Kilka dni temu Anna podjęła wreszcie decyzję, że już grymasić ani zwlekać z zakupem samochodu nie będzie. Trudno w taki czas jeździć do miasteczka na rowerze, po zakupy, albo na warsztaty w GOKu. Tym bardziej wracać po ciemaku przez las. W niedzielę namierzyła egzemplarz wybranej firmy, typu i ceny, sprzedawany w mieście, do którego mamy dobry dojazd pociągiem. Następnego dnia podjechała na dworzec porannym autobusem szkolnym, który zabiera trójkę dzieci z naszej wioski i po półtorej godzinie była na miejscu.
Wcześniej oczywiście musiałam powróżyć. I to wiele razy, zawsze, gdy znalazła wśród ogłoszeń jakieś interesujące auto. Za każdym razem Księga odpowiadała, że to jeszcze nie teraz, że nawet nie wyjedzie po nie, że idzie o coś innego, żeby czekać. Do tego też układy gwiazd nie były najlepsze na horoskop zakupu, który potem przecież ma działać przez całą eksploatację sprzętu. Czyli czekałyśmy, zabrawszy się powoli za robienie ściany w głównym pokoju.
Tym razem jednak karty zapowiedziały, że znajdzie rzeczony sprzęt poprzez internet w ciągu trzech dni, najpewniej w niedzielę. I tak się stało. Znalazła ogłoszenie, świeżo wstawione, dokładnie w niedzielę i zaraz nawiązała kontakt telefoniczny z właścicielem. Umówili się. W poniedziałek Księga (jak i gwiazdy) była przychylna. Kupi i samochód będzie jeździł, nie rozkraczy się po starcie, jak to bywa z takimi zakupami. Co do gwiazd podałam jej przedział czasu, od którego ma zacząć rozliczenie i wszelkie podpisywanie. Wcześniej, jak stwierdziła moja znajoma, silnik może się zatrzeć, albo co, bo Mars przez Descendent przechodził.
Tego dnia wszelkie obowiązki domowe, obrządki, przywóz drewna, palenie w dwóch piecach, gotowanie spoczęły na mnie. Doszło jeszcze odśnieżanie, bo zapuściłyśmy tę kwestię, nie mając potrzeby.
- Uwaga, jadę! Otwórz bramę - dostałam telefon.
Zdążyła zrobić zakupy po drodze i wrócić przed zmierzchem. Nasz nowy stary niemiecki czołg, poradził sobie z podjazdem pod ośnieżoną górkę bez problemu. Stanął przed garażem.
Oczywiście wsiadłam, żeby zobaczyć, jak mi się będzie siedziało i jeździło na moim miejscu przy kierowcy.
- Jakiej jest płci? - spytałam.
- On, zdecydowanie to samiec - stwierdziła po chwili namysłu Anna.
- Jak się nim jechało?
- Dobrze. Choć trochę dziwnie. I nie szalałam, bo ślisko. Warczy, jak to stary diesel.
Volksvagen Passat kombi, ciemnoniebieski, dwudziestolatek.
Tego dnia, a raczej nocy, jak się okazało zmarł w swoim domu stary Mikołaj... Niech mu ziemia lekką będzie.
Na pamiątkę którego nasze nowe stare auto dostało imię Santa Claus, czyli świętego Mikołaja.
Niech w takim razie Mikołaj służy. Eeh wszędzie śnieg tylko nie u mnie. Poczytuję juz jakiś czas ,fajnie tu u Was :)
OdpowiedzUsuńZachwyciła mnie i wzruszyła ta historia, calutka - i sposób kupna i nadanie takiego imienia. Szkoda, ze nie znam nikogo kto by mnie tak wspomagała w decyzjach.
OdpowiedzUsuńZadowolenia z Mikołaja zyczę
Jaką astrologią się zajmujesz?
OdpowiedzUsuńRaczej zajmowałam. Nie jestem na bieżąco. Coś tam wiem. ;) Korzystam z kilku wyroczni i łączę wyniki.
OdpowiedzUsuńRozumiem. Ale tradycyjna czy współczesna? ;)
UsuńPo środku. Nie wiem, czy wiesz, ale jestem autorką książki o symbolach stopni zodiaku "Kalendarz Tebański".
UsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńTwoje słowa ,,o sobie" to tak jakbyś o mnie pisała. Zajrzałam tutaj z blogu Projekt poste życie i widzę, że zawitałam do miłego mej duszy portu :))) I nawet, ku mej uciesze mam sporo do czytania :D I widzę zwiastun tematu koziego... ooooo... jestem w raju :D
Moje zaciekawienie blogami często wnosi chaos poprzez moje liczne komentarze, dlatego z góry przepraszam :)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńMikołaj - Passat to na pewno dobry wybór! A wieczorne podróże przez las z Mikołajem na pewno będą milsze....niż samemu rowerem!
OdpowiedzUsuń