23 listopada 2014

Zimowe pielesze

Wczoraj pośród cichej nocy, gdy śnieg w milczeniu pokrywał podlechickie połacie leśne i wyzbyte lasu, światełko od komputera pomigotało i zgasło kilka razy. Rano okazało się, że nie ma prądu. No, cóż, trudno. Większość czynności domowych mam od prądu niezależnych, więc taki tylko był szkopuł, że nie mogłam rano sprawdzić wiadomości na fejsie, reszta szła zwykłym trybem. Kawa w maszynce na gazie zagotowana (tak, wróciła mi zdolność picia jednej kawy dziennie, ale tylko mielonej z ziaren ręcznie w młynku i parzonej w maszynce), w c.o. napalone i raptem tylko pół godziny dłużej rozgrzewane kaloryfery bez elektrycznego wspomagania funkcjonujące. Zamiast internetu zaczęłam czytać pożyczoną z gminnej biblioteki książkę Stasiuka, a po obiedzie (na pierwsze rosół z gęsi, na drugie kasza gryczana nieprażona z grzybami suszonymi plus wątróbka gęsia z cebulką) rzucałam monety, gadając z księgą I-Cing.
Prąd włączyli po południu, tuż przed zmierzchem, czyli po ponad dwunastu godzinach awarii. Zatem było już czym zapełnić wieczór, po obrządku. Najpierw sprawdzam co się dzieje w Polsce i na świecie, czytając wieści fejsbukowych znajomych, których mam z bardzo różnych, czasem kosmicznie sprzecznych ze sobą parafii i dzięki temu dają mi wgląd w przeróżne światy. Dalekie i bliskie, po sąsiedzku też. Czasem z kimś się wymieni kilka słów, gdy humor dopisuje. Jakiś czas oglądam filmiki i czytam artykuły podsyłane przez ludzi, żeby się dokształcić albo pośmiać. Po czym zagłębiam się w świat sztuki. Ostatnio oglądam polskie filmy, Kolskiego, Kondratiuka, ale bywają też starocie przed i około-wojenne, hollywoodzkie i gwiazdorskie, czasem wciągają mnie koncerty albo klipy muzyczne, Sinead O`Connor czy Marii Peszek, tudzież musicale, jak np. "Katedra Notre-Dame w Paryżu". Bywa również, że trafię na jakiś ciekawy tekst do czytania, jak np. XIX-wieczne opowiadanie Klemensa Junoszy na podlaskie tematy, albo odsłuchuję wywiady z polskimi współczesnymi pisarzami i pisarkami, nadrabiając wieloletnie i wielomiesięczne kulturalne opóźnienia. I tak mi schodzi wieczór, jeden po drugim. Przy strzelającym w piecu ogniu, w ciszy listopadowego śniegu i samotności wiejskiej.
Anna zabawia się niewiele bardziej inaczej. Właściwie nie ma już co robić na dworze, bo resztki nieporżniętego drewna śnieg zasypał, wszystko, co trzeba było dokończyć przed zimą zostało zrobione, i oprócz porannego i popołudniowego obrządku nie ma tam żadnego interesu, zatem lepi z gliny w swoim pokoju różne naczynia i naczyńka, szyje, dzierga, tka i w międzyczasie słucha radia lub ogląda tv. Niekiedy spędza całe popołudnia na zajęciach w GOK-u (tkackich, plecionkarskich, witrażowych , no i ceramicznych). Noce długie, więc bywa, że budzi się w środku ciemności i przy latarce czyta jakieś biblioteczne zdobycze.
- Może byśmy coś zaplanowały na przyszły sezon? - chodzi jej już po głowie.
Ale ja wciąż jestem jesiennie odleciana i naprawdę nie w temacie.

19 listopada 2014

Cisza powyborcza

Wczoraj obudziłam się w zimowej ciszy. Kiedy spadnie śnieg bo, robi się cicho, to szczególny moment w przyrodzie, zauważyliście? Oczywiście był to symboliczny pierwszy śnieg, który zniknął całkowicie, gdy dzień się rozwinął, a pod jego koniec wyjrzało nawet słońce. Zza burych chemicznych chmur.

Taką ciszę mam od jakiegoś czasu w sobie i to ona jest przyczyną rzadziejących wpisów na tym blogu. Zmienia się moja prywatna pora roku, cykl istnienia. Można to astrologicznie wytłumaczyć, ale ten blog nie jest na takie tematy, więc pominę wytłumaczenie. Powiem tyle, że na takie kosmiczne zmiany w horoskopie - i co za tym idzie w życiu - nie ma mocnych. Coś zanika. W zamian jeszcze nic się nie pojawiło poza tym, że to, co zanika zaczęło zmieniać konsystencję z twardej, materialnej na papierową, w końcu wizualną, formalną, wreszcie kiedyś przestanie istnieć, odsunięte w przeszłość. Zrobiwszy miejsce nowemu. Bo jeszcze przecież nigdy nie było tak, żeby coś w zamian się nie pojawiło. Otwieram umysł i serce, czekam. Interesuję się wszystkim, co mi przychodzi do głowy i serca spontanicznie, ale nie przywiązuję się do żadnej nowej ścieżki, pomysłu, wizji. Pewnie kiełek już gdzieś zaczął rosnąć, tylko ja nie umiem go jeszcze zauważyć.
Wraca do mnie rada usłyszana od Alefa Sterna, ASa, aby zrobić z tego bloga książkę. Oczywiście nie byłby to prosty zapis dziennikowy. Materiałów jest o wiele więcej. Nagromadzonych przez dziesięć lat tego mojego życia na Podlachii. Bardzo możliwe, że się za to wezmę i wtedy skrystalizuje się pomysł, idea, osąd, wniosek, refleksja, wiedza i co tam jeszcze... Najszybciej takie rzeczy przychodzą podczas pisania. Idzie zima, taką pracę w wakacje rolnika bardzo lubię. Winko wspomagające natchnienie dojrzewa w gąsiorkach.

A póki co dzisiaj zastał mnie chłodny poranek, zmarznięte liście i powierzchnia gleby na podwórku, trza zacząć wkładać kalesony, wyciągnąć jakiś sweter z szafy. Ubita wczoraj gęś czeka na pieczyste...

10 listopada 2014

Listopadowy relaks

No, i tuż po pełni księżyca skończyła się ciepła susza i pogoda zwilgotniała, choć nadal jest ciepło. Ziemia nasączona przyjemnie, czasem pada solidniej, ale najczęściej delikatnie siąpi lub tylko skrapla się mgła. I tak za mało wilgoci, jak na listopad, moim zdaniem.
Podwórko zostało prawie posprzątane, większość drewna zabezpieczona lub pocięta i ułożona pod daszkiem, jednym, drugim. Układam je teraz na dużej powierzchni ściany nowego kurnika, pod wystającym okapem dachu. Ma wystawę na zachód, sprzyjającą wysychaniu.
Kozy pasą się krócej, przeważnie w lesie lub na okolicznych nieużywanych łąkach, wtedy wraz z wałęsającym się stadem owiec z naszej wioski. Pastwisko już kompletnie wyschło. Na ugorze i w naszej brzezince drzewka i krzewy zostały już tak podgryzione, podcięte lub połamane, że z roku na rok zmienia się wygląd krajobrazu. Co wyższe drzewka uciekają w górę, reszta staje się przejrzysta, z czasem pewnie zaniknie. Taki parkowy obrazek.
Tym samym jest coraz mniej mleka. Niedawno przeszłam na jedno dojenie dziennie. Robię też ostatnie sery, co potrwa jeszcze trochę, miesiąc, półtora, a sery oczywiście zmniejszają objętość.
Kury przestały się nieść zupełnie i wszystkie zmieniają upierzenie. Normalna sprawa o tej porze roku.Gęsi też przystopowały, zatem wielki czas na nie idzie. Wreszcie zaczynam się wysypiać, bo już o 19 ciągnie mnie do łóżka.