26 lutego 2015

Żłobek

- Malwinę dzisiaj sparło. Pobekuje, strzyki napuszczone. Zdążę wrócić, jak myślisz? Tylko na pocztę muszę i do sklepu.
- Zdążysz.
- Zajdź do niej za piętnaście minut i spójrz jak sprawy się mają, dobrze? Zadzwoń w razie czego.
- Ok.
Zajrzałam. Malwina przejęta, pobekuje raczej ze zdziwienia, że coś się z nią dzieje innego, niż zawsze. Ta nasza dwulatka, najdorodniejsza z całego stada, córa Gwiazdy przepuściła jeden sezon, bo zwyczajnie nie zaszła w ciążę. Była tak wysoka, że nasz niewyrośnięty jeszcze wtedy koziołek nie sięgał. I żadne próby postawienia go wyżej nie skutkowały. Ostatniej jesieni też sprawa dobrze nie wyglądała. I zakocenie nie było pewne prawie do końca. Malwina jest tak wysoka i dobrze zbudowana, że brzuch prawie wcale się nie powiększył, i dopiero od niedawna obsunął się nieco i po tym poznałam, że jednak jest. To dobrze, bo miała zapowiedziane, że jak i tym razem nie będzie miała dzieci to ją zjemy. Chyba wzięła sobie sprawę do serca.
I proszę. Popanikowała z godzinę, położyła się i za następną wizytą w oborze okazało się, że już liże swoje koźlątko. Po piętnastu minutach okazało się, że jest i drugie! Parka.

I tak jest co dzień od jakiegoś czasu. Jedna, dwie, a nawet trzy kozy potrafią pęknąć jednego dnia. Jeszcze nie koniec, ale wszystko idzie ku dobremu efektowi. Lekka przewaga koziołków się utrzymuje.

Obórka przypomina teraz żłobek, słychać pobekiwanie mam i cienkie głosiki koźląt, do złudzenia przypominające płacz ludzkich niemowląt. Zbieramy siarę na mydło. Jest mleko do kawy i na zupę mleczną. Piją je koty i psy. Nowy sezon u progu...

22 lutego 2015

Kultura na przednówku

No, i zaczęło sypać koźlętami. Zdrowe, rezolutne. Pogoda sprzyjająca.
Podobno już żurawie i bociany ludzie widzieli.
Ja wciąż dokarmiam sikorki i zawieszam im słoninkę pod dachem tarasu. Przylatują.
Gęsi i indyki mają godowe nastroje. I często słychać ich wielkie głosy na podwórzu. Potrafią podreptać daleko, ale kochać się przychodzą zawsze w obejściu.
Robimy porządki w domowych piwniczkach, korzystając z tego, że sery się skończyły. Co nieco trzeba połatać, przemyć, zalepić. Zbudować więcej półek. Żeby przygotować się dobrze do kolejnego sezonu.
Anna uczęszcza na różne zajęcia w GOKu, nie tylko te, które sama prowadzi (z ceramiki i tkania). Malowanie witraży i szycie ze słomy na razie się skończyło, trwa zaś filcowanie. Także sama robi sobie różne narzędzia z drewna pomocne do wyrobu przedmiotów z gliny.
Ja zasię robię to, co zawsze: piszę, czytam, gotuję, sprzątam, obrządzam zwierzęta i oglądam filmy w internecie, podciągając się z zaległości. Rzadko widuję ludzi i chyba mi do nich nietęskno.

19 lutego 2015

Koło

Ciężarówki wciąż się trzymają, choć wyglądają, jakby miały pęknąć.
Brak mleka doskwiera już. Ale to ostatnie chwile zimowego spokoju. Już jutro, pojutrze może  się on skończyć.
Poza tym udało się zrobić wreszcie ważną rzecz w domu. Majster zimową porą wolny od pracy chętnie przyjął fuchę w mieszkaniu. Powstała profesjonalna klatka schodowa na poddasze, zostały wstawione drzwi i oszklona ścianka. W tym momencie skończyły się kocie ucieczki przez dziurę między prymitywną zasuwaną klapą, jaką stosowałyśmy, aby zamknąć wyjście na strych zimą, a brzegiem podłogi. Są teraz łatwe do namierzenia w kuchni albo jadalni. I żadnych kocich buntów nie mogą uskutecznić. A poddasze zachowuje swoją integralność jako izolowane od reszty domu pomieszczenie. Co ważne jest dla gości.

No, a dzisiaj przyjechał nowy zakup, ważny dla Ani. Koło garncarskie. Samoróbka, solidna robota. Prawdziwa cenowa okazja. Na silnik elektryczny. Stanęło w chatce dziadka, gdzie pewnie powstanie z czasem mała pracownia.