Kończą się drugie sianokosy. Z naszej łąki. Która z racji strugi, jaka przez nią przepływa grząska bywa i w mokrych latach nie jest zbierana, jedynie ścinana. W tym roku postanowiłyśmy zebrać siano. Anna ruszyła na łąkę smokiem i obracarką. Ale zaczęło się oczywiście od mega-deszczu, ulewy trwały dwa dni od pokosu. Potem powoli się uspokoiło i nagle wychynęło słońce zza chmur, sprowadzając dla odmiany mega-spiekotę. Przez dwa dni obracała pilnie, przechodząc tremę i wszelkie napięcia debiutanckie.
- Spokojnie, nauczysz się - orzekł zaprzyjaźniony kosiarz - ja też się kiedyś uczyłem.
Najtrudniejszy, jak się okazało był dojazd. Niby dwie wioski dalej, trochę w bok na pola, ale godzina jazdy w jedną stronę, godzina w drugą. Dłużej z doczepioną niezgrabną maszyną na trzech kółkach.
W końcu poczuła moc wjechawszy na "swoje".
Żadnych przeszkód, oprócz wieloletnich kolein po różnych ciężkich maszynach, które tu wjeżdżały w grząskie błotko i wyjeździły co chciały. Buszowiska dzików też były potężne, ale dziki jak wiadomo ustąpiły na chwilę innym gatunkom. Na razie kretowiska się pokazały. No, może przy samej strudze trochę intymnych ciuchów porzuconych przez wędrowców granicznych i papieru toaletowego mającego zakryć wstydliwe odpady ludzkiego organizmu można było znaleźć. Ale tam akurat nie zbieramy siana, na szczęście.
Jak widać na załączonym obrazku graniczymy bezpośrednio ze ścianą międzypaństwową. Czasem nad głową przeleci głośno wiertalot, po drodze trzeba się minąć z betoniarką zdążającą na budowę dalszego ciągu tego ustrojstwa i tyle.
A oto siano po pokosie, już przeschłe w ciągu jednego suchego dnia po deszczach. Można zgrabiać.
Dalej już tylko lepiej. Przyjechał nasz kosiarz z kostkarką i zrobił zgrabne ciuki na łące. Teraz należało je ułożyć w łatwiej dostępne kupki i podjechać furą, ładując ile wlezie.
Okazało się, że wlazło tylko 54 sztuki i nie opłaca się spędzać 2 godzin na samym podróżowaniu w tę i z powrotem. Kolejny raz Anna zajechała już klasycznie, renówką z paką i przyczepką, którymi zabiera na raz 38 ciuków. Obraca w ciągu 40-50 minut. Ja rozładowuję na podwórzu i przewożę taczką do paszarni, gdzie układam je starannie i porządnie, aby jak najwięcej zmieścić pod dachem.
Całą niedzielę obracała, 5 razy. W rosnącym upale i nasłonecznieniu. Przechodził obok drogą Andriusza, zmierzając z buta ku gminie.
- Gniewasz się jeszcze? - zapytał.
- Wiesz co, jestem tak zmęczona, że nie.
- Jutro wpadnę ci pomóc. Zadzwoń rano.
- Dobrze.
Dzisiaj o poranku zadzwoniła, bezowocnie. Pomagier nie odbierał. Trudno się mówi, praca wre dalej. Nadzieja matką głupich, jak mówią ludzie, co życie znają.
Na łące życie trwa, można podejrzeć i być podglądanym, jak przez tego ciekawskiego sarnaka.