28 września 2017

Zrównoważony czwartek

Słońce w znaku Wagi, jak widać i czuć niesie bardziej suchą i ciepłą pogodę, niż przyniosła była Panna. Przyglądałam się owej kwadraturze Merkurego do Saturna, która tak nam namieszała mechanicznie, pod względem pogody, ale nie spowodowała klimatycznej awarii, oprócz tego, że dzień wtedy spochmurniał i ochłódł, ale znośnie. Niemniej już Mars szykuje się następny do kwadratury z Saturnem, kulminacja będzie od 10-11-12 października i spodziewam się wtedy przymrozków nocnych i ogólnie spadku temperatury, bo to planeta ekstremalna. Pożywjom obaczym.
W każdym razie oprócz ćwiczeń z astrologii staram się (wespół zespół) jeszcze przetworzyć na zapasy to, co się da przetworzyć. Najpierw poszły do gara buraki z ogródka, wyszła pyszna sałatka i wylądowała w piwniczce. Ostatnia porcja keczupu, dość spora. Oraz cukinia na słodko-kwaśno, pyszna. Postaram się dać wkrótce szczegółowy przepis, bo dziś po raz pierwszy spróbowałam przy obiedzie i rzeczywiście, rewelka.

Na koniec spodziewana niespodzianka. Santa Klaus zajechał dziś na stację i został zdiagnozowany. Nie obyło się bez wskazówek, co koniecznie trzeba w nim zrobić, aby przeszedł egzamin na drugi rok, ale szef podbił kartę. Niemniej, wiedząc już, że dni naszego auta są krótsze, niż dłuższe musimy się sprężyć z zakupem nowego. I o tym Księga również wspomniała.
- Patrz, jak to miło załatwiać sprawy w dniu, gdy ma się harmonijny Księżyc. Nawet w kłopotach znajdzie się rozwiązanie i dobra rada, a urzędnicy są mili - stwierdziłam, wsiadając do samochodu.
- Niby tak - odpowiedź. Zawsze nie do końca przekonanej sceptyczki.

26 września 2017

Dziwna radość wróżbity

Taka wczoraj rozmowa.
- Mam tydzień czasu, żeby załatwić przegląd samochodu. Powróż mi, jak pójdzie. I kiedy najlepiej jechać na przegląd.
Zaglądam w uczoną księgę, czyli efemerydy planetarne i widać tego dnia kwadraturę Merkurego do Saturna, następnego Księżyc w Strzelcu w kwadraturowych układach prywatnych.
- Dziś i jutro odpada. Same kłopoty. Wstrzymaj się do czwartku.
- Dobrze, ale czy się uda. Od tego zależy kilka rzeczy.
- Rzuć monetami.
Rzut, sześciokrotny, trzema.
- Hm. 35.1.2 na 38. Dziwne. Pojedziesz, ale nie dojedziesz? Jakaś stara babcia ci pomoże.
- Gadasz od rzeczy.
- To rzuć jeszcze raz. Przegląd się uda, czy nie. Konkretnie.
Rzut znowu trzema, sześciokrotnie.
- O, pięknie, 21.4.5 na 42. Przegryziesz się pomyślnie przez procedury i będzie można zainwestować... Ale o czym w takim razie była pierwsza wróżba? Pierwsza linia się zmienia, pewnie dowiemy się bardzo szybko.
- Uff, dzięki. Od tego zależy, czy włożę pieniądze w tego grata, czy w nowego. A teraz jadę do skupu z grzybami.
Wyjeżdża z garażu, staje za bramą, aby ją zamknąć. Ale widzę przez okno, że wysiada i zagląda pod maskę. Wyskakuję z domu. Co się stało?
- Pasek poszedł, patrz, jak wiruje. Zawracam.
Wjechała z powrotem do garażu. Wypakowała skrzynię grzybów. Zapakowała do torby. Wyciągnęła stary rower, przymocowała torbę do bagażnika.
Radość wróżbity w nieszczęściu taka oto:
- Wniosek taki, że przy kwadraturze Merkurego do Saturna nie należy w ogóle wyjeżdżać z garażu. Oraz to, że nasze wioskowe babcie mają najlepsze rozwiązanie w takim wypadku, gdy trzeba do skupu. Wielocyped!
Co pokazała jeszcze Księga? Jakim cudem nasz stary rzęch przejdzie egzamin w czwartek?
Jednak wszystko ma się rzeczywiście ku dobremu. Miejscowy mechanik, dzięki tej samej kwadraturze miał przestój z braku klientów. Zreperował Santa Klausa w ciągu kilku godzin. Poszedł pasek rowkowy, nic strasznego na szczęście...

22 września 2017

Gustowny Gucio

Mży i mgli oraz dżdży na przemian. W przerwach między robieniem przetworów i serów oraz dokarmiania gadziny domowej i przydomowej, studiuję astrometeorologię. Dzisiaj równonoc jesienna o 22.02 wypada, wypada więc zacząć szczegółowe obserwacje pogodowo-planetarne, aby choć na tym w życiu dobrze się poznać. Jeśli uda mi się coś odkryć na przyszłość w dziedzinie pogody nie omieszkam dać znać.

Tymczasem kozom wsio rawno, byle można było się dobrze najeść. Ich pani wciąż uskutecznia namiętne grzybobranie przy okazji ich wypasu, nie mają źle, snując się po opłotkach i okolicznych gęstwach leśnych. Spadają już liście, jeszcze zielone, a kozy bardzo to lubią, bo wystarczy się schylić, żeby brzuch wypełnić. Na pastwisku zaś gromadnie kanie i prawdziwki wyległy...


Oto i Gustowny Gucio, szefunio, półtoraroczny kozioł. Grzeczny, dobrze wychowany, uległy i łagodny w obejściu. Można spokojnie go kiełnać, nawet taka słaba baba jak ja to potrafi. Bezrogi, z domieszką rasy anglonubijskiej i alpejskiej. Nie skacze na człowieka i nie bodzie bez sensu. Choć muskularny i przepychać się przysłowiowymi łokciami potrafi. Kozy go szanują.


Z tej perspektywy lepiej widać jego reproduktorskie walory. Gdyby ktoś chciał kupić, niech daje znać. Jeszcze ma szansę ma przedłużenie żywota. Jako ojciec sprawdził się już dwukrotnie w całym stadzie, radzi sobie i dzieci zabawne powołuje. Raz rogate, raz bezrogie, uchate a jakże też.

17 września 2017

Grzybne hobby

Okres wzmożonego grzybobrania trwa już od dłuższego czasu. Pogoda mokra i maksymalnie wilgotna, sprzyja wysypowi. Wygląda to tak, że opuszczone przez dotychczasowych masowych zbieraczy lasy okoliczne pełne są grzybnego dobra różnego rodzaju wręcz bez ograniczeń. Anna wychodzi codziennie przed południem niby paść kozy przy lesie, a sama daje się wciągnąć przez duszki leśne tak mocno, że po dwóch godzinach wraca dźwigając wiadro pełne grzybów. Albo wpada w międzyczasie po drugie wiadro, bo jej się zbiory nie mieszczą.


Po co nam to? Ano zdecydowanie po nic. Pewien zapas marynat grzybowych został zrobiony, kilka potraw zjedzonych, chwacit, chciałoby się rzec.
Jednak dusza leśnego człowieka, która się w Annie obudziła nie chce odpuścić.
- To grzech grzyba nie podnieść, jak staje ci na drodze! I sam się pcha do wiadra! - tłumaczy, widząc moją minę.

Zatem czyści i suszy swe zbiory pracowicie w piecu chlebowym i na blasze. A resztę sprzedaje w skupie za grosik. Bo ceny grzybów już mocno spadły. Podgrzybek dwa dni temu był po 5, kurka po 6 złotych za kilogram. Mimo to uzbierała już ponad stówkę oszczędności. Przynajmniej na tyle owo grzybiarskie hobby się opłaca.

12 września 2017

Czuby i kaki

Jedno z czupurków. Prawda, że zabawne czupiradełko? Z błękitnymi nóżkami.


Podobnie zabawne są na podwórku kaczki. Kaki. Ich wygląd na zdjęciu oczywiście niczego nie oddaje, i widz nie pojmie dlaczego uśmiech sam na twarz wypływa, gdy wychodzą ze swojego kaczyńca na dwór i kołysząc się z nóżki na nóżkę i kwacząc ochryple do siebie, niczym kaczor Donald poganiający siostrzeńców drepczą przed siebie gęsiego.


4 września 2017

Jesienne ptaki

Leje. Mamy jesień. Mimo lata. Bywa. Kozy jednak dramatycznie nie chcą wejść w ten rytm i mimo deszczu domagają się spaceru po lesie, za zielonym, którego niedługo już przecież nie będzie. Na pastwisku już właściwie nic się nie zieleni, trochę jabłek z jednej owocującej co roku jabłoni interesuje je raptem kilka minut. Potem przeskakują ogrodzenie w miejscach wyczajonych (z drugiego, niewzmocnionego w tym roku boku) i mkną po dzikich łąkach, polach, rżyskach i lasach w poszukiwaniu żeru. Wracają po dwóch trzech godzinach mokre, Anna za nimi z koszem w ręku, w gumiakach. Ostatni czas tego koniecznego wypasu (sąsiadka ma nieogrodzony ogórek, stąd konieczność) zużywała na zbieranie grzybów i ziół, które potem stosuje do różnych maceratów mydlarskich i wywarów dla pszczół.
Udało się ukręcić kilka słoiczków miodu gryczanego dosłownie w ostatniej chwili przed pogorszeniem pogody  (pszczoły wyczaiły pole gryki w obrębie swoich oblotów).
Trwa robienie przetworów, keczupu i sosu paprykowo-czosnkowego, oraz soków, z czarnego bzu i czeremchy.
Poza tym wciąż się noszę z zamiarem sfotografowania naszego przychówku ptasiego, ale mokra i szara aura weszła mi w drogę. Napomknę więc tylko, że indyki lawendowe


szczęśliwie zmieniły upierzenie (wyglądały w tym czasie bardzo smętnie), indor nosi już nowy garniturek, w nieco ciemniejszym odcieniu bardzo jasnego błękitu, z ciemnym krawacikiem na gardle. Nie udało mi się takiego na internetowych zdjęciach znaleźć, więc jest to jego cecha szczególna, bardzo zabawna.
Druga zasiadająca na jajach induszka wylęgła jakiś czas temu siedem indycząt, na które szybko trafił się kupiec, ku naszej wielkiej uldze.
Z maleństw zatem jest kilka dopiero co całkiem opierzonych lawendowych induszek, wysiedzianych przez kurę, ale prowadzanych przez indyczkę. Oraz kilka kurek czubatych, które wyszły z zakupionych jaj, wysiedzianych przez kwokę, które czupurkami, lub czuprynkami (a czasem czupiradłami) zwiemy i są one uciechą dla oczu i serca, gdy tylko wyjdzie się na dwór. Dlaczego? Tego się nie opisze.