Trwa przetwarzanie, choć przystopowało nieco, bo pomidor jeszcze się nie rozpędził. Chłodne noce, rześkie wieczory i poranki, nawet mimo czasem wysokiej temperatury i słonecznych dni, spowolniły dojrzewanie. Zbieramy kilkukilogramowy kubełek co kilka dni i przerabiamy go na sok. Zagotowuję urobek z dodatkiem łyżki soli i dużą szczyptą pieprzu cayenne i butelkuję na gorąco. Niepostrzeżenie rośnie zapas.
Za to są grzyby. Kurki ciągle dobrze w skupie stoją. Prawdziwki się zaczęły, ale skupy nie są zainteresowane, nisko je cenią albo wręcz nie skupują. Więc tylko dla prywatnych pasjonatów stanowią wartość samą w sobie i bezcenną. Anna wyskakuje codziennie do lasu za domem i gadając sobie przez telefon ze znajomymi zbiera żniwo. Nawet zarobiła już ponad stówkę, bo już dawno nam się zjadanie znudziło. Ot, dorzucę garść kurek do zupy czy sosu, ale ile można?
Prawdziwki wymagają palenia w piecu i suszenia. Przydadzą się, oczywiście. Mimo, że wciąż mam pewien zapas z poprzedniego roku. Wszystko dzieje się z czasem, swoim własnym tempem. Jednak kurki ciągle jeszcze dominują.