26 maja 2023

Wszystko po kolei

Trzeba rzec, że deszczu mało pada, słabe opady nie wystarczają przy coraz wyżej stojącym jasnym słońcu w dzień i temperaturach bliskich 30 stopni w natężeniu dnia. Niemniej posadzona w kilku wałach kompostowych dynia kiełkuje szczęśliwie. Została podlana, a słoma trzyma wilgoć dużo dłużej niż sama gleba, więc mam nadzieję, że zdoła się ukonstytuować. 

Anna sadzi teraz w dużym tunelu, w porach najmniej gorących, czyli z samego rana i późnym popołudniem paprykę. W ciągu dnia raczej nie da się tam wytrzymać dłużej niż chwilę. Ogórki kiełkują, niektóre krzaczki pomidorów zakwitły.

Zjadłyśmy już pierwszą porcję truskawek spod folii, ale w tym sezonie dużo ich mniej będzie w porównaniu do zeszłego roku, sporo krzaczków w gruncie nie przetrwało. Z różnych względów, także kurzej drapieżności. Niemniej jest co wspominać i jeszcze na co liczyć.

Szpinak się skończył, zjedzony przez nas w częstych daniach prędkich i zupach, a szpinakowe badyle bardzo chętnie pożarły kozy. Nastała po nim sałata, mizuna, pak czoj i liściasty burak. Mój tata, lekarz z zawodu, zwykł mawiać, że człowiek aby dobrze się czuć powinien odżywiać się w zgodzie z rytmem natury, tym co akurat daje przyroda, las, sad i ogród. Do czego zawsze się stosuję, nie wielbiąc wcale ani wczesnych ziemniaków z Hiszpanii, wiosennych ogórków z Południa ani zimowych pomidorów, tudzież cytrusów i bananów. Wiosna zaczyna się dla mnie wraz ze szczypiorkiem, truskawkami, potem lato z jagodami, ogórkami i pomidorami, a jesień kończy grzybami, kartoflami, kiszonkami, winami i serami żółtymi gromadzonymi na przetrwanie. I tego się trzymam.

Dzięki pomocy nowego pomagiera, który wpada raz w tygodniu, i oby mu się to nie znudziło, udało się umocnić resztę słupów w ogrodzeniu pastwiska oraz uszczelnić i naprawić zagródkę dla piskląt, która niedługo stanie się potrzebna.

Poza tym zmobilizowałam się i złożyłam długo odkładaną wizytę w gabinecie stomatologicznym. Jak na razie pocieszenie, ząb który już zdecydowałam się usunąć ze względu na jego przewrażliwienie, ponoć da się uratować. Wróciłam zatem z plombą i nadzieją na uzdrowienie źródła nagłych bólów w żuchwie i głowy.

19 maja 2023

Komary i kukułki

Popadało, nawet dwa a może i trzy dni i w nocy też. Nie tak jak we Włoszech, gdzie w Emilii-Romanii domy pływają pośród wezbranych potoków i rzek, ale zawsze. Ziemia i przyroda odetchnęła. Skończył się kurz wznoszący się na drodze przy każdym kroku i podmuchu wiatru.
Posiałyśmy dynię we wcześniej uszykowanych wałach obornikowych. Anna robiła dziurkę, wsypywała w nią szufelkę gleby kompostowej, która nam dojrzała pod akacją, a ja po kilka nasion zeszłorocznych zbiorów, starannie przedtem namoczonych w świeżo udojonym mleku (sposób naszej pani sąsiadki). Zaraz popadało, raz i drugi, długo i krócej, więc niebo pobłogosławiło. Niechaj rośnie.

Poza tym większość pomidorów została wysadzona z doniczek na grządki w dużym tunelu, w miejsce wyrwanej rzodkiewki i szpinaku. Papryka jeszcze za mała, aby to zrobić, ale nocuje już w cieplicy, więc noszenie poranne i wieczorne z domu i do domu się skończyło.

Trawa na pastwisku niska, ale umyta, więc kozy chętnie na nią biegają. Na kilka godzin codziennej wyżerki.

Kaczka zakolegowała się wreszcie z gęsią i przystała do kurzej ferajny w kurniku. Z tego się cieszę.
Słychać, że jaja kurze 20 złotych za kilogram stoją na rynku. A w Biedronce marchew skoczyła z 4 do 8 za kilo. Szczęśliwie w ogródku mam pasternak, liście magiji i selera, pietruszkę, pak czoj, szczypior i koper i nie mnie dotykają te podwyżki. Do rosołu zawsze jest co włożyć. Już kalarepki się wiążą. 

Kwitnie bez za domem, glistnik całymi zielono-żółtymi kępami, akacje są już w bloku startowym. 

Pojawiło się w tym maju więcej komarów niż w zeszłych latach o tej porze. Dokuczają, razem z meszkami najbardziej późnym popołudniem i o zmierzchu, zatem przy obrządku trzeba się trochę oganiać i tarasowanie na razie się skończyło, albo odbywa się w słoneczne dni we wcześniejszych godzinach. Przy słodkich nawoływaniach gniazdujących gdzieś blisko ptasząt lub z oddali kukułki oraz przelotach łownych jaskółek.

11 maja 2023

Zielona moc

Druga indyczka posadzona dzisiaj, na jajach kaczych i perliczych, kupionych w sąsiedniej wiosce.
Grządki zewnętrzne obsiane, nakryte włókniną. Zaczęła się susza, nasze z gruntu mało żyzne pastwisko wygląda marniutko, codziennie zgryzane przez kozy w ciągu kilku godzin, nie przyrasta nic a nic.

Żniwa rzodkiewkowe na ukończeniu. Efekty skarmiam gdzie mogę i komu mogę. Sąsiad zza Lasa już dwa razy rzodkiewkował, podobnie sąsiadka zza płota, jak i sporadycznie spotykani znajomi. Przy okazji żeśmy z Sąsiadem sprawy światowe, fizyczne i metafizyczne obgadali.

Kwitnie jedyna jabłoń w sadzie, ta co robi to co roku, inne są co-dwuletnie, więc w tym roku sad daje spokój. Poza tym młoda śliwa, świdośliwy, czeremcha i porzeczki, czerwone, czarne i białe. Poprzycinałam je wcześniej sekatorem i w zamian pokryły się obficie kwieciem.

W domu króluje kuchnia jarska, w dawnym zdrowym rozumieniu tego słowa. Czyli zjada się ser, twaróg, jaja, jogurt, a do tego wszelką zieleninę (oprócz rzodkiewek, oczywiście), którą już daje całkiem obficie ogródek. Szpinak, pakczoj, sałata taka owaka, szczypior, nać pietruszki. Na obiad wystarcza mi zjeść szpinak z patelni z jajem kaczym, do tego kwaszone rzodkiewki i jogurt kozi na popitkę. Albo makaron ryżowy ze szpinakiem i czosnkiem, posypanym obficie zeszłorocznym parmezanem. I starcza pałeru do następnego dnia.  

7 maja 2023

Kogucia głowa

Wróciły zimne noce, chłodny wietrzyk, mało deszczu. Zatem główne sadzonki nadal są noszone dom-cieplica, cieplica-dom, rano i wieczorem, aby nie zmarzły. Anna wciąż coś pikuje, rozsadza, sieje, w tym kwiaty. Ma ogrodniczą szajbę.

Trwają żniwa rzodkiewkowe. Trzeba uwolnić miejsce pod pomidory i ogórki, zatem jest to już konieczność. Jemy je w zupach, sałatkach i na kanapkach, poszły do kwaszenia, zielone zjadają z apetytem kozy i drób, zamieniając je na mleko i jaja. Część po prostu rozdajemy, jak się zdarzy ktoś zaprzyjaźniony pod ręką. Nie ma czasu bawić się w handel, taki los rolnika.

Wczoraj, w dzień koronacji króla angielskiego, Anna posadziła indyczkę na jajach. W dzień po zaćmieniu, co astrologicznie nie jest wskazane, ale miejmy nadzieję, że niebo będzie jednak łaskawe. Nie dało się już dłużej zwlekać, bo ptak już od ponad tygodnia zasiadał w gnieździe na pusto.

Samo zaćmienie przyniosło nam rosół z koguta, którego trzeba było skrócić o głowę. Co kilkaset lat wcześniej przytrafiło się imiennikowi obecnego króla, Karolowi I, zdekapitowanemu na rozkaz pyszałka Oliwera Cromwella.
Wszystko dlatego, że kogut rozpętał pojedynek na śmierć i życie z indorem, albo na odwrót, tak naprawdę nie wiem do końca, kto zaczął. Rozganiały obu zaciekłych wrogów psy, potem indor poszedł do izolatki, ale ledwie z niej wyszedł, bo w końcu trzeba go było na świat wypuścić, rzucił się na koguta z większą pasją. Dostał łupnia i jego korale spuchły niemożliwie podwajając gabaryty, aż był dylemat, którego z nich skrócić o głowę. Zwyciężyła wiara w uleczenie gulguła, który może jeszcze w sezonie spełnić rolę troskliwego taty, i tak kukuryk poszedł na ofiarę. Smaczniutki, muszę pochwalić. A korale powoli wracają do normy.

Poza tym część dzieci zostało odstawionych do odsadnika, sami chłopcy. I zaczęło się dojenie poranne. W efekcie zagospodarowuję dziennie 3 litry mleka. Może wydać się mało, ale gdy taka ilość się codziennie powtarza, to w sumie mamy wszystkiego w dostatecznej ilości dla siebie i na zapas. Jogurt, wreszcie się zaczął i mogę porzucić te sztuczne wytwory sklepowe. Do tego twaróg i pierwsze serki miękkie. Lądują w chłodnym miejscu opakowane, aby mogły dojrzeć przez tydzień dwa i nabrać smaku.

Ach, i kaczusia Kasia zaczęła się nieść i mogę sobie wreszcie pozwolić na jajecznicę ze szpinakiem, albo kluski leniwe, a nawet naleśniki!

1 maja 2023

Fury, słupy i opłotki

Od-gnojenie koziarni udało się według planu, od poniedziałku do poniedziałku. Do permakulturowego ogródka poszły 3 pełne fury obornika. Ułożyłyśmy na trawie podkład z tekturowych pudeł i na nich w kilku miejscach legły kupy i kupki, mające w tym roku posłużyć za nowe wsparcie dla dyniowatych.

Kolejna praca to naprawa ogrodzenia pastwiska. Słupy są już leciwe i niektóre mocno nadwyrężone, osłabione przez napierające kozy albo i owce sołtysowe, które czasem na łące obok się pasą. Wymieniłyśmy ich pięć i sześć, resztę podparłyśmy tu i ówdzie, aby się nie chwiały, da Bóg, to wytrzymają jeszcze przez sezon. A my na spokojnie wymienimy pojedynczo co bardziej spróchniałe podpory. Jest na ten cel zapas dębczaków przygotowany już dawno, zwieziony z działki leśnej rok i dwa lata temu.

Kozy na razie wędrują codziennie po opłotkach, pasąc się pod kontrolą na drodze przy sadzie, na ugorze i gdzie je tam chęć zawiedzie. Niemniej za kilka dni pójdą na wypas i będzie trochę oddechu.

Sadzonki pomidorów i papryki wciąż wędrują jeszcze w skrzynkach rano z domu do cieplicy i wieczorem z powrotem. Noce są chłodne, w maju też bywają przymrozki, więc Anna chucha i dmucha. W każdym razie zaczął się już sezon rzodkiewkowy, na bieżąco idzie szpinak, jarmuż, szczypior, pakczoj, które używam do obiadów w każdej formie. W zupach, sosach i jako dodatki, sałatki czy pasty.

W przerwach między pracą a pracą układamy pociętą gałęziówkę pod daszkiem, robiąc miejsce na podwórzu. Pod wieczór na tarasie upajamy się zapachem rozkwitłej czeremchy. I taka to majówka, jakby ktoś pytał.