24 sierpnia 2022

Klosik

Poza przestojem spowodowanym brakiem samochodu, poszukiwaniami i zakupem nowego działo się w tym czasie jeszcze jedno stresujące wydarzenie. Związane ze zdrowiem Laby.
Jej choroba wystąpiła dość nagle (choć jej zalążki są dawniejsze), z dnia na dzień zaczęło manifestować się pogorszenie. Uformowało się bolące zapalenie na podbrzuszu. Decyzja zapadła natychmiast, ratujemy.
W zeszły nów wylądowała na badaniu w lecznicy w sąsiednim powiecie. Szczęściem trafiła na lekarza prowadzącego i kiedy wyniki krwi okazały się bardzo dobre (jak na 10-letniego psa) zaraz trafiła na stół operacyjny. Wycięto jej torbiel i przy okazji wysterylizowano, w cenie 700 złotych. Anna przywiozła ją do domu późnym popołudniem w stanie śpiączki narkotycznej. Zniosłyśmy ją, ubraną w specjalny strój ochronny, z samochodowej paki na rękach i ułożyłyśmy na jej posłaniu. Otworzyła przytomnie oczy już właściwie nocą. 

Dwa pierwsze dni po operacji były niepewne. Anna robiła zalecone zastrzyki. Laba na szczęście jadła i piła, co jest zawsze dobrą wróżbą w przypadku choroby zwierzęcia, ale nie wstawała z posłania. Aby wyszła na siku, musiałyśmy ją dźwigać na tylne nogi, po czym powolutku szła sama do drzwi i za taras. Porządnie załatwiła się dopiero po kilku dniach. Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą.

Wizyta w lecznicy w wyznaczonej porze wykazała, że rana goi się słabo. Szwy nie zostały zdjęte. Ubranko wymienione na nowe, dostała też klosz na głowę (i ksywkę Klosik), dalszy zestaw antybiotykowych zastrzyków do zrobienia i jakieś płyny odkażająco-gojące do przemywania.
Mocno ten klosik przeżywała, ubranko było zbyt ciasne w ramionach. Dozorowanie jej przykuwało uwagę i w dzień i w nocy. Ale dobra opieka zrobiła swoje.

Pies zaczął odzyskiwać humor, a to najważniejsze. Co prawda padł nam samochód i kolejna wizyta na zdjęcie szwów nie mogła się powieść. Ale od czego liceum medyczne, które ukończyła swego czasu Anna! I jej krawieckie doświadczenie! Nożyczki do paznokci w ręce, pinceta, okulary na nos, ja robiłam za unieruchomienie, nitki udało się pomyślnie i sprawnie wyciągnąć. Co pies przyjął z wdzięcznością, bo zaraz ruszał się sprawniej, widocznie coś przedtem ciągnęło.
W tej chwili już nie używa klosza ani ubranka, wychodzi na dwór gdy chce, interesuje się światem, szczeka i czuwa jak zawsze. Rana jest w stadium wchłaniania się i codziennie ją przemywamy. 

18 sierpnia 2022

Ogarnianie

Jest tyle pracy, że nie nadążam z zapisywaniem bieżących wydarzeń na tym blogu. Sypnęły zbiory owoców, trzeba je przerabiać, nie ociągać się, bo nas zasypią i zmarnują się. Jabłka, czyli dżemy, soki, teraz wyciskane nastawy na cydr. Pomidory, czyli sok pomidorowy i sprzedaż nadwyżek. Ogórek już szczęśliwie się skończył, właśnie pasteryzuję ostatnie słoiki sałatki w zalewach miodowej i meksykańskiej. Trochę też zakisiłam, a małosolne są w codziennym użyciu od dawna. Resztę zjadają kozy. I kaczusia, która je uwielbia. Przy tym cały czas trwa codzienny przerób mleka, sery takie i śmakie oraz jogurt.
Dopiero wieczór, po obrządku i drugim udoju daje chwilę spokojnego oddechu. Spędzamy ją na tarasie, tak od 19 do 21, pijąc herbatkę kwiatową albo domowego cienkusza, z psami u stóp.  I czasem rozpytując kart lub Księgę I-Cing o najlepsze rozwiązania problemów, które się ostatnio międlą. Ale po kolei.

W zeszłą niedzielę Anna wybrała się na wyprawę do Ciechanowca, gdzie urządza się co roku w tamtejszym skansenie "Święto chleba", jarmark z wielką pompą. 

Rozłożyła tam stoisko na spółkę z internetowo poznaną koleżanką rękodzielniczką.

Impreza trwała cały boży dzień. Przywiozła z niej jeden z takich ciekawie zdobionych kubków kupionych zadziwiająco tanio od bułgarskich ceramików. Oraz kolejne doświadczenie "młodego wystawcy".


Niestety był to dzień, gdy na niebie uściślała się opozycja Słońca z Saturnem z kwadraturą ogniskową czynioną przez Marsa z Uranem, co skwitowałam już tydzień wcześniej, gdy Anna podejmowała decyzję o wyjeździe, że bez denerwującego opóźnienia się nie obejdzie. I stało się.
W drodze z powrotem, wieczorem, samochód zaczął stawiać opór. Pękła zdaje się miska olejowa i maszyna nie dojechała do domu, stanęła w sąsiedniej gminie. Na amen. Trzeba było wzywać lawetę, co szczęśliwie się udało. I Anna wróciła ciemną nocą, wieziona za kierownicą na przyczepie.

Od tej pory ogarniamy problem. Po naradzie z mechanikiem wiemy już, że trzeba kupić nowy wóz. Zatem dyskutujemy jaki i na ile nas stać. Samochody dostawcze bowiem podrożały, i starsze od naszej renówki, z dużo większym przebiegiem, kosztują 1/3 drożej niż nasza przed kilku laty. Jest o czym gadać letnimi wieczorami na tarasie. 

12 sierpnia 2022

Ogórki i pomidory

Kilka dni temu przyjechała kostkowana słoma z pola zaprzyjaźnionego rolnika. Zapas na podściółkę dla drobiu i kóz do przyszłego roku uczyniony został. Na przyczepę rzuciły się od razu ptaki, wydziobując kłosy.

Wciąż rosną ogórki, choć Anna od dawna krzyczy, że się kończą. Otóż noce zrobiły się cieplejsze i ogór ruszył cudownym sposobem. 

Mamy zapasy kiszonych i kwaszonych jeszcze z zeszłego sezonu, uzupełniam sałatki, na razie w zalewie miodowej, mojej ulubionej. I podrzucam stary sprawdzony 

przepis na ogórek konserwowy

Sprawdza się doskonale, jeśli tylko ogórki są świeże, prosto z krzaka i odpowiednio drobne. Ja dodaję octu jabłkowego 2-letniego i czasem zamiast gorczycy sypię ziarenka kozieradki, lubię smak jaki dają.

Koper również rośnie pod ręką. W pełnym rozkwicie swej mocy.

Poza tym dojrzewają pomidory. 

Może nierówne, spękane i niewystawowe, ale niepryskane, słodkie, miękkie i soczyste. 

Przerabiam je wyciskarką, która oddziela ziarenka i skórkę od soku, potem go zagotowuję z dodatkiem soli kamiennej i szczypty ostrej suszonej papryki zeszłorocznej. Przelewam na gorąco do butelek, które już bez dodatkowej pasteryzacji idą do piwniczki zimować. Jest jeszcze kilka z zeszłego roku, stąd wiem, że sok przechowuje się długo i bezproblemowo i daje niepowtarzalne smakowo zupy i sosy. Bez porównania z tymi z dodatkiem przecierów sklepowych! Nadaje się też do picia lub drinków.

Co jeszcze? Ano bociany odleciały.

7 sierpnia 2022

Na straganie

Anna wykorzystuje możliwości, jakie dają wakacje i rozhulała się z wyjazdami na festyny i jarmarki. Nawet samochodu do końca nie wypakowuje. Wczoraj czyli w sobotę, zaliczyła Muzyczne Dialogi w Mielniku nad Bugiem. 

Nie było dokarmiających kół gospodyń wiejskich, można było kupić sobie gofra, loda, frytki, miód lub piwo itp. Na straganach "plastik-fantastik", wyroby szydełkowe, makramy, wyroby z drewna, no i nasza ceramika. Oto kilka przykładów. Kubki z motywem kawowym.

Patery z ręcznie malowanymi wzorami.

I "liść" z niedawno kupionym fajnym szkliwem.

Z muzyki zespoły klezmerski, cygański, białostocka "Szeptucha" i ukraińskie Hajdamaki, jako gwiazda wieczoru.

1 sierpnia 2022

Niepewne lato

Pogoda się skiepściła, mokro, chłodno. Dla pastwiska to dobrze, ale dla żniwiarzy niekoniecznie. Ceny w skupie dla zbóż na razie znośne, ale czuć jakąś niepewność. Po ogromnej ulewie nocnej trzeba było wyzbierać opadłe jabłka w sadzie. Kilka wiader, dzisiaj przerabiam na soki, bo na tyle już dojrzały, że się da. Dobrze, że pewien zapas cukru zrobiłam, bo w sklepach brakło zupełnie. Choć w internecie można kupić, ale po horrendalnych cenach.

Anna zaliczyła kolejny jarmark, czy też lokalny festyn, jak zwał tak zwał, w sąsiednim powiecie, w Orli. Z rękodzielników były tylko dwa stragany. Reszta odpustowe badziewie, lizaki i plastikowe zabawki dla dzieci. Oraz koła gospodyń wiejskich, które imprezowały pod drzewami i częstowały pysznym żurem z kiełbasą swojską, za przysłowiowe "co łaska". Muzyka była skoczna. "Graj Cyganie" i gwiazda z filmu Smarzowskiego "Wesele". 

Zdjęcia stoiska. 

Pomysł z drabiną i deskami jako przewoźną, łatwo rozstawialną i zwijalną wystawką jest wygodny i sprawdza się w praniu.

Poza tym w tunelu rośnie jak trzeba, acz zimne noce i wilgoć wywierają swoje wpływy. Przede wszystkim wegetacja zwolniła, ogórki się kończą. Kolejne buraki trafiają do garnka i do piwniczki na zapas.

Powolutku zaczynają się pomidory, na razie żółte. Anna podlewa je gnojówką z ziół i psika profilaktycznie roztworem z drożdży, bo przy takiej pogodzie łatwo o pleśnie i zarazy.

Pierwszy raz w dziejach naszych upraw pojawiły się też bakłażany.

W lesie zaś zaczęły się grzyby. Kurki stoją w skupie wysoko. Opłaca się je sprzedawać. Są tacy, którzy oczywiście reperują sobie budżet tym sezonowym sposobem. Nawet Anna, gdy jej się zdarzy nadmierny zbiór, taki nie do przejedzenia, odwozi grzyby i ściąga kaskę. 

Ten akurat dał ponad pół stówki.