I minął pierwszy dzień lata. Spokojnie, jak dawno już nie, bo przeważnie w tym dniu zaczynały szaleć zjawiska atmosferyczne w rodzaju gwałtownego wiatru i burzy z piorunami i obfitymi opadami. Pewnie to się obudzi na dniach, gdy Słońce będzie mijało Gromowładnego Jowisza, w znakach wodnych noszącego przydomek Pana Deszczów.
Bociany już hodują swą młodzież, jaskółki - dopiero niedawno - założyły sobie gniazdko pod okapem budynku gospodarczego, blisko obserwuję i słyszę wilgi, derkacze, dudka, słowika, stukanie dzięcioła. Rozkoszą jest siedzieć popołudniami na tarasie popijając wodę albo herbatkę z chabrów nazbieranych podczas porannego spaceru.
Ogródek wciąż w powijakach. Ogórki i buraki nie wykiełkowały, pomidory są niskie i dopiero niektóre zakwitły. Zjadamy szczypior, bazylię, nać pietruszki, rukolę i dziki brokuł.
Kozy zgryzły oba pastwiska, których ukrócone trawy marzą teraz o niebiańskim podlaniu. Szykuje się do spożycia owoc świdośliwy. Zjadam go z jogurtem domowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz