24 grudnia 2023

Wigilia 2023


Wesołych i zdrowych Świąt Bożego Narodzenia, bez obstrukcji i niestrawności, bez obżarstwa i zatruć, pośród miłości i wzajemnej wyrozumiałości, a nie narzekań i pretensji, przy rozświetlonym drzewku, jako osi świata do nieba, w ciepłym domu, u boku przyjaznych ludzi i zwierzątek, życzą wszystkim Czytelnikom tego bloga ktosie spod Lasu, Kresowianki. Niechaj się dzieje wam wszystkim dobro, pokój, wybaczenie, mądrość i smak!

20 grudnia 2023

Przedświąteczne lśnienie


Po prawie tygodniu stanęłam na nogi, smak wrócił, wyszorowałam nawet kuchenną pieczkę na wysoki połysk, choć już na drugi dzień, czyli dzisiaj, sił nie stało na dalszy ciąg porządków. Sprzątam nie dlatego, że tak wypada, ale że konieczność. A Święta, nasze odrodziny i Nowy Rok warto przywitać w odświeżonym wnętrzu.

Na podlaskiej wsi trwa odwieczny przesąd, mający coś wspólnego z chińskim feng-szuei, że jak komina nie wyczyścisz przed nowym rokiem, okien nie umyjesz i podłogi nie wyszorujesz, to cały następny rok będziesz żyć w brudzie i biedzie. Komin przewodzi energie z dołu ku górze, i nie tylko może się zatkać i doprowadzić do pożaru czy zaczadzenia mieszkańców, ale poprzez niego posyła się życzenia ku niebu, często opatrzone spaleniem w palenisku czegoś w ofierze (mogą być kości z kaczki, ptaka fruwającego albo jakieś zioła wonne). Stąd jeśli jest czysty i cug dobry w nim mieszka to i życzenia biegną szybciej i skuteczniej.
Sztuka feng-szuei uważa, że otworami okiennymi i drzwiami wpada do domu ze świata żywa energia Qi. Jeśli szyby są czyste, drzwi w odpowiednią stronę, we wzmacniającym kolorze, a wszystko dodatkowo opatrzone np. w dźwięczące dzwoneczki to Qi niesie dobro, szczęście i zdrowie. W przeciwnych przypadkach odwrotnie.
Wziąwszy jeszcze i ten fakt, że wszystko to dzieje się w okolicach równonocy zimowej i pory odrodzenia się światła nieba, to wdruk energii jest odpowiednio mocny i rzeczywiście długo działający, aż do następnego okrążenia.

Komin mamy już wyczyszczony, piec lśni, jeszcze tylko odkurzacz puścić w ruch, mopem parowym wymyć podłogi, okna przetrzeć, no i łazienkę umyć, nie jest źle. Bez pośpiechu, zdąży się do moich imienin.

Z jadła i napoju to przede wszystkim śledzie w różnych wariantach trzeba przyrządzić nieco wcześniej, a to zawsze idzie sprawnie. Są kupione, tylko odmoczyć. W wigilię zupa grzybowa w planie. Jarzębiak dojrzał odpowiednio do skosztowania. Nie obżeramy się jakoś specjalnie przez te trzy dni, zawsze z braku ochoty. Duch Świąt sprawia, że nie chce się jeść, bo Sytość fruwa w powietrzu. Po co się więc jeszcze dodatkowo przejadać? 

Anna rozpracowuje z pasją budowę gwiazdy betlejemskiej. Zmywarka cicho chodzi. Ja jeszcze trochę słaba po chorobie lubię po obiedzie uderzyć w krótką drzemkę dla regeneracji sił.
Każdego wieczoru przed snem czytam jakiś fragment książki na czytniku. Teraz zainteresował mnie "Lód" Jacka Dukaja, w zimowym klimacie podróży do Irkucka transsyberyjską koleją na początku XX wieku w towarzystwie Nikoli Tesli, pośród zwalczających się agentur rosyjskich ociepleników i lodowników, aby zbadać możliwość dogadania się z "lutymi", mroźnikami rozwalającymi biologiczne organizmy niczym kwantowy komputer. No, i tak się plecie.

12 grudnia 2023

Ukryty smok

Zima trwa choć się zmywa. Niż i ocieplenie sprawiły, że śniegi zalegające z hukiem pospadały jednej nocy z dachu. Dopadały jednak zaraz nowe, gęste i lepkie. Wokół zalega biała mgła. A my przechodzimy doroczną zarazę. Jak zawsze drogą obsmarkania przez jakieś chore dziecko przyprowadzone przez beztroskich rodziców na warsztaty w domu kultury.
Anna pierwsza weszła na jej ścieżkę, ja się trzymałam. Przynajmniej ułatwia to funkcjonowanie pośród codziennych obowiązków. 
Po trzech dniach poczuła się lepiej, a mnie zmogło. I jak zawsze przyszpiliło do łóżka mocniej. Objawy trudne do zaklasyfikowania i nazwania. Grypa? Katar? Przeziębienie? Cowid? Po prostu nazwę tę chorobę katarem z gorączką i brakiem smaku. Tylko brakiem, a nie zniekształceniem, jak miałam przy znamiennej zarazie. Niemniej apetyt stał się minimalny, kawa poszła w odstawkę, a wszelkie jadło stało się mdłe. Przychodzi mi jeszcze jedna nazwa do głowy: koffit. Bo jakoś zawsze na tę kawę pada niesmak. 
Gorączka nie była jakaś niebotyczna, choć pewna nie jestem. Zwyczajnie w termometrze padła bateria i nie ma jak sprawdzić. Powtórzyła się we dwie noce. Pierwszej po wstaniu z łóżka zakręciło mi się w nogach i o mało nie upadłam, zaskoczona osłabieniem. Ratuję się używaniem koca elektrycznego, w przypadku pojawienia się dreszczy i wychłodzenia, które zapowiada nawrót gorączki. Z lekarstw podstawowe witaminy, Ibuprom na ból głowy, krople do nosa (oj, bez nich byłoby trudno sprawę przejść), kilka kropel jodu na dzień. No, i 2-3 kieliszeczki jakiejś nalewki, pigwówki, aroniówki albo malinówki.
Siła wraca powoli i w systemie dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. Już mi tęskno za kaczusiami i kozami, ale jeszcze nie mam siły wyjrzeć na świat dzienny zewnętrzny. Zajmuję się tylko wewnętrznymi obowiązkami, szykowaniem karmy dla zwierzyny i paleniem w piecu. Póki co ratuję się oglądaniem na ekranie komputera układu Tai ci zwanego bodajże, o ile dobrze pamiętam, Tańcem Smoka, w różnych wykonaniach chińskich mistrzów i mistrzyń. Działa nawet tylko przez oczy. Regulując energię życiową i ustawiając wszystko ku życiu i zdrowiu.

3 grudnia 2023

Przedświąteczne nauki


Kilka wspomnień z warsztatów. Gotowy wzór.


Do roboty.


Szkielet do wypełnienia.


I wycinanki.

1 grudnia 2023

Gadu gadu i zima w pełni

 


I ścisnął mróz. Nie jakiś kosmiczny, ale nie listopadowy na pewno. Nieco śniegu naleciało, jednak mniej niż np. na Pomorzu, gdzie wilgotność jest większa. Anna zerwała resztki zieleniny z tunelu, którą skarmiam drób.

A drób ma się nieźle. Indyki zostały przeprowadzone ze stodółki pod dębem, zbyt zimnej na taki czas, do indyczarni w oborze, gdzie mają większe pomieszczenie pomiędzy kozami i garażem, ocieplone zatem z każdej strony, również od sufitu, bo na stryszku pełno siana zalega. Dostały świeżą słomianą podściółkę i póki co zimują, wypuszczane jedynie w słoneczne dni na kilka godzin, aby mogły rozprostować skrzydła. Bo fruwać lubią, niczym "orły, sokoły".

Za to kaczusie są mrozoodporne, ale i sprytne bestyje. Upatrzyły sobie legowisko w obejściu, pod resztkami starego tunelu, gdzie żeśmy część słomy zmagazynowały, aby mieć ją pod ręką, gdy potrzebne będzie odświeżenie ściółki w oborze. I tam, chronione od śniegu spadającego na głowę i wiatru dmuchającego w piórka spędzają swój kaczy czas, nierzadko wespół z kurami. Wychodząc jedynie na karmienie i do wodopoju.


My też się grzejemy, wychodząc na dwór jedynie w potrzebie.
Anna przez kilka dni słuchała bezpośredniej konferencji fejsbukowej pod wezwaniem "Żywe siedliska", i cieszę się, że ta już się skończyła, bo z trudem można się z nią było porozumieć w normalnych sprawach. Zaraz słychać było: "Cicho, cicho! Nie gadaj! Przeszkadzasz! Nie teraz! Za chwilę...". Ledwie to wytrzymałam.
To, co niechcący podsłuchałam przekonało mnie, że na ogół młodzi uczą młodych i już po dwóch trzech latach odgrywają ekspertów rolniczych, dietetycznych i ekologicznych, z pełną barwnością i swadą przydając sobie epickiego wyrazu i lecąc na wdzięku osobistym oraz modnym, wyświechtanym już słownictwie i wyrażeniach typu: "energie", "przestrzeń", "wibracje", "oczyszczenie", "wspólnota". Zwolennicy wegetarianizmu piali swoje, po czym dostawali ładunek informacji od praktykujących rolników, że gospodarstwo naturalne rodzące zdrowe rośliny musi być nawożone przez zwierzęta, bo bez zwierząt się nie da i już. A dietetycy przekonywali o wyższości spożywania masła i słoniny, nad olejami. I ich przeczysta ideologia nieco traciła na swej boskiej wzniosłości.
Acz było też sporo wykładów ludzi z pasją, merytorycznie przygotowanych, nie rozwlekłych w swojej opowieści, a nawet kilkoro starszych praktyków rzeczywistości, których warto było posłuchać. Więc co kto chciał to miał. Ostatecznie Anna wyszła z tego zadowolona, nawet zainspirowana i chętna do jakichś nie wiem jakich jeszcze działań, ale jeszcze bardziej ucieszona, że wreszcie się skończyło to nieustanne nadawanie i ma czas dla siebie.
Póki co zaczyna uczyć się angielskiego, i chodzi na warsztaty, przygotowując też przedświąteczne jarmarkowe stoisko. Jakie warsztaty? Ano w niedalekiej wiosce będzie nauka wycinanek ludowych i robienia gwiazdy betlejemskiej dla kolędników prowadzona przez twórczynie ludowe.