30 sierpnia 2023

Leśne życie

Nocna nawałnica idąca od Ukrainy, czyli z południowego wschodu, długim ciągiem pomruków, porywów wiatru, błyskawic i ulewy przemyła i ochłodziła rozgrzany upałami świat. Pastwisko umyte, kozy pobiegły z rana zajadać świeże spady i skubać czystą odrastającą kępami trawę, zainteresowane także jak co roku o tej porze miłością. Ruja powoli wchodzi na obroty. Kozioł o zmiennym imieniu Myszkin albo Puszkin, a ostatnio nawet Putin, mimo młodości jakoś daje radę.

Od jakiegoś czasu nasze beztroskie życie hodowcy zdominowała jednak obawa i ostrożność. Oto co można bowiem napotkać tuż za pastwiskowym ogrodzeniem. Wytężcie wzrok. Pazurzasty ślad wielkiej łapy nie pozostawia wątpliwości kto tu zagląda. Zresztą są też inne ślady, bardziej namacalne a nawet spektakularne (które może zostawię dla siebie, aby nie degustować słodkomiłych i zakochanych w przyrodzie wielbicieli natury).

Fachowcy ponoć identyfikują drapieżnika po jego odchodach. Ot, i dowód fotograficzny. Kto się na tym zna, niechaj wie.

Nie widujemy już wcale w pobliżu zwierzyny płowej spokojnie pasącej się na wygonach. W krzakach można natknąć się na szkielety dużych sztuk. Ponoć wataha się zwiększa, ludzie donoszą o szczeniętach. Mur swoje robi.

26 sierpnia 2023

Bezcenna praca własna

Kilka chłodniejszych nocy z ulewami pozwoliło nam wszystkim odetchnąć od wysokiej temperatury, choć teraz znów rośnie z "wielką parą". Niemniej noce są dłuższe, wieczory szybciej zapadają, więc udręka siłą rzeczy staje się bardziej znośna.
Wczoraj zebrałam z krzaków w ogrodzie permakulturowym owoce czeremchy i aronii, dzisiaj je zamroziłam przed użyciem. Niedużo, ale dla nas to wystarczająca ilość. Mają właściwości zdrowotne, oczyszczające z metali ciężkich. Ktoś z miejscowych opowiadał, że wyleczył się dzięki jedzeniu czeremchy z jakiejś nieuleczalnej dla lekarzy choroby, jednak nie pamiętam czy szło o nadciśnienie czy cukrzycę.

Przy dzisiejszym obiedzie Anna, postawiwszy przed sobą największy z zastawu płaski talerz napełniony potrawą, nagle wykrzyknęła w podnieceniu i prawdziwym zachwycie:
- O, rany! Wszystko na tym talerzu jest nasze! Naprawdę!
Rozważyłam w pamięci, no, tak: koźlęcina plus warzywa w rodzaju: marchew, cebula, czosnek, cukinia, bakłażan, fasolka, trochę przypraw zielonych, a do tego sałatka ogórkowa i krojony pomidorek, zgadza się. 
- Tylko sól, pieprz i smalec kupione w sklepie - stwierdzam. - Jak myślisz, ile taki obiad kosztowałby w "renomowanej restauracji" podającej produkty naturalnie wyhodowane i pewne na sto procent?
- Nie mam pojęcia. Ale kilka stówek na pewno. A my tak jemy każdego dnia! Tylko za pracę codzienną własnych rąk.
- I nóg - dopowiadam - policz bieganie za kozami.

22 sierpnia 2023

Dary słońca

Życie się plecie w upałach sierpniowych (które wcale takie dziwne nie są o tej porze roku), właściwych dla stałego i słonecznego znaku Lwa. Kozy przystopowały na szczęście wolę penetracji okolicy, mimo że pastwisko prawie wyschło, żółte i wyleniałe. Czas spędzają w sadzie, jedząc spady jabłkowe i resztki zielonej trawy pod drzewami, czasem sąsiadka coś im wrzuci przez płot, czyszcząc swój ogródek, czasem Anna przerzuca wycinane stopniowo gałęzie zakrzaczeń z porośniętego gęsto samosiejkami ugoru, pełne jeszcze liści, które one z żarłocznym zapałem pochłaniają. Korują także gałęzie, które później, gdy się ich trochę uzbiera zwieziemy na przyczepce jako opał na zimę.
Największy upał po południu spędzają w oborze, przeżuwając spokojnie, po czym jeszcze na chwilę są wypuszczane przed drugim obrządkiem, wtedy już spokojnie skupiają się na wyjadaniu chwastów, jeszcze żywych na pastwisku, podlewanych sporadycznymi ulewami.
Mleka dostatek, robię zatem żółte sery, które dają się przechowywać do kilku miesięcy w piwnicy i dają nam zapas pożywnego białka przez jesień i zimę. Jest to produkt, którego w sklepie w ogóle nie kupujemy.

Anna codziennie spędza dużo czasu w swoim ukochanym tunelu, gdzie zbiera, podlewa i zasiewa znowu kolejne roślinki (np. rzodkiewkę, rzepkę itp. które na jesień dają przyjemne i zdrowe, wolne od robactwa typowego dla wiosny i lata - plony). Co kilka dni przetwarzamy pomidory na przeciery i sos, ogórki na sałatkę albo małosolne, resztki idą na skarmianie kóz, które bardzo je lubią. Zaczęła się fasolka. Oto trochę obrazków.

Fasolnik chiński, zabawnie wężowo długi strąk z maleńkimi ziarenkami, całkiem smaczny.

Aksamitka, mnóstwo jej posianej w ogrodzie i tunelach dla ochrony przed robactwem, teraz służy nam do zbioru, suszenia na herbatę i napary, lub jako przyprawa do potraw. Nastawiłam także zdrowotną nalewkę na świeżych płatkach kwiatu. Aksamitka zawiera luteinę, ważną dla dobrego wzroku. Poza tym jest bakteriobójcza i oczyszczająca, więc warto ją pić często, zwłaszcza upał do tego zachęca, aby się nawadniać.
Niedawno były zbiory bazylii, która wysuszona i pachnąca powędrowała jako zapas przyprawowy do potraw na zimę. Świetna zwłaszcza do pomidorów i serów.
Z mięty już dawno wykonałam zapas syropu służącego Ani do dosładzania napojów latem.

Bakłażany się udały, jem często i nie narzekam na smak. Wręcz bardzo lubię ich konsystencję grzybo- lub mięsko-podobną w potrawie. Najpierw trzeba przeciąć wzdłuż i wydłubać środek z nasionkami, wnętrze posypać solą i poczekać aż wypuści sok. Wylać go potem, warzywko pokroić w średnią lub większą kostkę i smażyć i dusić (ja robię na skwarkach, ale osoby mające we wstręcie zwykłe tłuszcze, mogą się bawić w oleje takie i śmakie, które jednak w smażeniu tracą dobre właściwości, gust to gust, wybór to wybór), przyprawione według upodobania. Można zapiekać, też smaczne.

Oraz pierwsza próba uprawy egzotycznego (tym bardziej na Podlasiu) arbuza. Krzaczek wyrósł i wydał trzy owoce, urosły nieduże, ale z cienką skórką i soczystym słodziutkim wnętrzem. Zjadłyśmy z satysfakcją. Niestety melony się wycofały ze współpracy, nie dały plonu.

Na zdjęciu owoc kruszyny, z krzaczka odkrytego na naszym nieużytku. Poza tym można się tam raczyć słodkimi owocami czeremchy. Ulubione zajęcie (oprócz szukania grzybów) podczas wypasu stada poza pastwiskiem. Niektóre są jeszcze czerwone, te późniejsze od czeremchy amerykańskiej, czarne są już jadalne z naszej polskiej odmiany (albo na odwrót, już dawno mi się pomyliło). Oba gatunki współżyją z nami w okolicy i różnią się porą kwitnienia i owocowania.

12 sierpnia 2023

Sierpniowa zupa warzywna

Po dniach i nocach na tyle zimnych, że dojrzewanie pomidorów prawie zamarło, ruszają znowu upały. I przerób zbiorów. Głównie pomidorów, choć trochę słoików sałatek ogórkowych w kilku ulubionych smakach też do piwniczki powędrowało. U znajomych w gościnie spróbowałam kiszonych zielonych pomidorów i jutro robimy, bo w trzeci dodatkowy tunelik zaraza wlazła i trzeba było zebrać owoc w niedojrzałym stanie.
Generalnie codziennie jemy kiszonki, kapusty z burakiem, rzodkiewki, ogórki małosolne lub kwaszonki: korniszony, sałatki ogórkowe czy ćwikłę. Do tego jogurt na śniadanie z dodatkiem domowego dżemu lub pasteryzowanych jagód, wszystko tytułem nie jedynie smaku, ale i podtrzymania zdrowia i stałej odporności.

Dziś na obiad ugotowałam sierpniową zupę warzywną ze składników w większości z gospodarstwa wziętych. Oto składniki na 3-litrowy garnek (4-5 porcji dla dorosłych osób).

Jedna marchew starta.
Jedna cebula pokrojona w talarki.
Pół cukinii syryjskiej pokrojonej w kostkę.
Trzy garście kurek znalezionych w lesie za domem, przedtem sparzonych i dobrze opłukanych z piasku.
0,8 litra przecieru pomidorowego swojej roboty.
Jeden krojony pomidor mięsisty, jeszcze nagrzany słońcem w ogrodzie.
Dwie małe papryczki czerwone, nieostre.
Cztery wyżyłowane liście kapusty włoskiej, pokrojone.
Liść pietruszki.
Liść selera.
Trzy listki mięty (mięta wyostrza smak, spróbujcie tego sposobu, ja się przekonałam).
Kilka listków kolendry.
Suszona bazylia.
Ziarna pieprzu prawdziwego, ziela angielskiego, kolendry. Szczypta pieprzu cayenne i pieprzu ziołowego.
Siedem łyżek ryżu.
Sól do smaku.

Uzupełnić wodą, zagotować i ugotować do miękkości wszystkich składników.
Jeśli zupa jest bez wkładki mięsnej, typu jarskiego, można dodać na koniec podsmażonej na maśle czy oleju cebulki. W naszym przypadku nie pieścimy się. Dodaję przysmażonych dużych skwarków ze słoniny, albo boczku. 

3 sierpnia 2023

Niewidzialna pełnia

Warsztat nie odbierał telefonów kilka dni, aż Anna kazała mi sprawdzić układ gwiazd i wyznaczyć dzień kolejnej próby. Przeczekałyśmy dwa dni i w porze pełni w powietrznym znaku Wodnika (komunikowanie się) udało się z rana od pierwszego razu. Mechanik odebrał telefon i oznajmił z punktu, że auto jest naprawione i można je zabierać. Wymieniono czujnik paliwa. Zatem i Księga I-Cing miała rację, bo wcześniej odpowiedziała, że samochód jakiś czas postoi zaparkowany, po czym wymieni się w nim jakąś część z pomyślnym skutkiem. Ta odpowiedź zawczasu sprawiła, że Anna nie wpadała w niepotrzebne rozterki, gorączkowe histerie czy niepokoje i zdała się spokojnie na los.
- Pełnia wszystko wcześniejsze wypełnia - mówię - Teraz następuje zwrot spraw. I rozstrzygnięcie.
- Jechać dziś czy jutro?
- Jutro. Teraz Księżyc wchodzi pod promienie słońca, coś może zaszwankować.
Jednak Anna uparła się, lekceważąc uczoną opinię i przygotowywała się na wyjazd pociągiem do powiatu, żeby odebrać samochód przed fajrantem. Ale pół godziny przedtem nagle przypomniała sobie, że umówiła się na wizytę znajomego, dawno nie widzianego, który miał wpaść w ramach wycieczki rowerowej. I tak oto zrezygnowała z wyjazdu, przekładając ją na jutro.
- Ciekawe co jeszcze pokaże pełnia, a raczej nie pokaże, bo Księżyc jest w złych godzinach - stwierdziłam.
Ano, zaczął padać deszcz i znajomy odwlókł wycieczkę. Pojawił się akurat kwadrans przed wieczornym obrządkiem.
- Mamy niestety pracę - mówię wychodząc z domu - dostałeś SMSa? O tej porze nie ma zmiłuj się. Obrządek, święta rzecz. Nie mamy czasu, zwyczajnie.
- A co to obrządek? - zapytał z głupia frant miejsko-wiejski inteligent. Wytłumaczyłam, bo zapewne jakąś agnihotrę sobie wyobrażał albo inne czarodziejskie rytuały przy pełni, kto go wie!
Anna ganiała wtedy kozy, które na wielkim gigancie z wyschłego i obgryzionego pastwiska zawiesiły się na łące u sąsiadki pod lasem.
Pogadaliśmy chwilę, omawiając ogrodnicze kwestie, tudzież magazynowanie wody i podlewanie tunelu, jak i elektryczność ze słońca. I rowerzysta odjechał, nim kozy przybyły na podwórko, a ja zajęłam się zaganianiem ptactwa pod dach. Anna wróciła, dziwiąc się, że wizyta się nie odbyła. 
- Ależ odbyła - mówię - ale nie było jej pisane ujawnienie się, bo Księżyc stanął w promieniach słońca, czyli stracił siłę i władność. Wniosek: nie należy nic zaczynać w samą pełnię. Można kończyć, ale lepiej chwilę przed lub chwilę po niej.

Następnego dnia rano Anna najwcześniejszym pociągiem zajechała do miasta, odebrała samochód i szybciutko wróciła. Zdążyła dokładnie na porę porannego obrządku.

Pojawił się też sam z siebie Andriusza i pomógł przez dwie dniówki uporządkować kwestie drewna na podwórzu, posortować deski i obrzynki kupione w tartaku, na te zdatne na materiał budowlany i na te do porżnięcia i spalenia. W planie naprawa i budowa nowych grządek wzniesionych.

Póki co trwają zbiory ogórka i pomidora. Przetwarzam. Ot, czas prac wszelakich.