Pogoda zmienna latoś, ale znośna. Najpierw idzie na upał, który pojawia się na jedno popołudnie tak solidnie, jak ostatnio do 33 stopni, a potem w nocy leje jak z cebra i temperatura spada do 17 w dzień, po czym znowu z wolna przyrasta, wraz ze słońcem wychylającym się zza chmur.
Jak co roku o tej porze, 18 sierpnia udałyśmy się na
wielikoje świato Spasa na górę Grabarkę. To już mamy we krwi, trzeba odbyć cały rytuał. Wejść na górę, wrzucić grosik na ofiarę, pomodlić się, posłuchać chóru cerkiewnego i śpiewnej liturgii w języku starosłowiańskim, naszym, zapalić świeczki woskowe w intencji pod cerkwią, napełnić wzięte ze sobą baniaczki kryniczną wodą, obmyć się w świętej strudze i zostawić tam swoje boleści. Na koniec obejść stragany z dewocjonaliami i jarmarcznymi zabawkami, zjeść loda, i wrócić późnym wieczorem do domu, mając wschodzącą kulę księżyca w pełni za przewodniczkę.
Następnego dnia zjechał mój najdawniejszy przyjaciel, Adaś i kolejne dwa wieczory spędzone zostały na gadaniu, gadaniu, gadaniu i dyskusjach różnorakich, o życiu, świecie, muzyce, polityce, przepowiedniach, książkach, serialach i planach na przyszłość. Znikło trochę piwa i cienkusza domowego (ja pijam już tylko własnej roboty winko z dolewką soku i rozcieńczone wodą) i wypaliło się trochę gałązek na grillu, ocieplając klimat wieczorny.
Przydało się też łażenie za kozami, które już ledwie wytrzymują na pastwisku, bo Anna nazbierała koszyczek kurek, a my z Adamem wiadereczko owoców czeremchy. Z kurek powstał sos-rewelacja do klusek leniwych z domieszką twarogu koziego i pysznej świeżej kwaszonki, mieszanej z ogórków i liści buraczanych. A z owoców czeremchy kilka buteleczek soku i gąsiorek nowego wina. Piąteczka.
Ogórki już się kończą. W większości przerobione na sałatki, głównie z domieszką domowego octu jabłkowego i różnorakich przypraw i zakiszone. Ruszają pomidory i papryka. Także są już cukinie i patisony, zatem sezon
leczo cygańskiego przed nami. Ponieważ temperatura sprzyja domowemu serowarstwu, to i zapas żółtych serów rośnie, z mleka niepasteryzowanego, na domowym zakwasie. Jest jak trzeba.