31 października 2022

Czas leci, obrazy znikają

Czas leci, ale co tam! To tylko czas. Iluzja wieczności. Jak fotografie, które robimy z taką pasją, aby go zatrzymać, a zasada pozostaje zawsze poza.

Tak naprawdę nie lubię zdjęć. Mój ojciec był zapalonym i utalentowanym fotografem, wywoływał zdjęcia samodzielnie w domu przy czerwonej żarówce, w czym mu towarzyszyłam jako kilkulatka. Fascynowały mnie kształty i postaci wynurzające się na białym papierze po zanurzeniu w wywoływaczu, które miałam za zadanie przenosić w porę do utrwalacza. Trzeba było wyczuć moment, żeby nie przedobrzyć, bo kontury robiły się zbyt ciemne.

Niestety, nie odkryłam w sobie jego uzdolnień. To jakieś specjalne czucie chwili. Gdy trzeba pstryknąć, i aby zdjęcie miało w sobie ducha, a nie było beztreściową kopią zewnętrznego świata. To znaczy zawsze jest kopią, w sensie filozoficznym, ale bywa że lepszą lub gorszą. No, więc mnie wychodziły zazwyczaj gorsze kopie. Może dlatego, że mam wadę wzroku? Ale mój tata też ją miał i mam ją po nim. Brakło mi zwyczajnie tego czegoś, co starożytni nazywali talentem właśnie.

Między innymi to jest przyczyna niewielkiej ilości zdjęć na tym blogu. Zresztą przeważnie nie są mojego autorstwa. Już dawno zarzuciłam aparat fotograficzny, a obsługi bardziej skomplikowanych komórek po prostu nie opanowałam, ani nawet nie mam takiego zamiaru. 

Niektóre prymitywne ludy uważają, że zdjęcie zabiera istocie sfotografowanej duszę. Może coś w tym jest. Może nie aż tak, ale poniekąd, zwłaszcza gdy się nie pojmuje -jak owe ludy - zasady mechanicznej robiącej fotografie i przypisuje jej coś, co teraz może nazwalibyśmy sztuczną inteligencją, martwą świadomością, deux ex machina. Jednak współcześnie pojawiły się wieści, prawdziwe czy nie, ty to wiesz, że technologia pracuje nad zassaniem w siebie ludzkiej duszy. Zatem gruszek w popiele nie zasypujmy, czuwajmy, bo jak zaśniemy, nie wiadomo czy się obudzimy! Tacy jak teraz, bo może coś nam odmieni świat na inny, podobny jedynie, pozbawiony "talentu", "iskry bożej", "geniuszu", "ducha" i duszy właśnie? Brr.

Dawniej słowa, opowieści służyły za medium przekazujące obrazy. A wraz ze słowami ton głosu, dźwięki, melodia mowy, powtórzenia, okrzyki i inne chrumkania, oraz miny i gesty, które z pewnością opowiadający czynił. Każdy więc odbierał przekazywany obraz w sobie, w głębi, na bazie własnych doświadczeń. Czasem więc pewnie dociekał czegoś, czego nie pojął, rozpytując opowiadającego o szczegóły, przybliżenia i była taka możliwość, aby się dogadać, a nawet razem coś odkryć.

Obecnie fotka czyni to za tysiąc słów. W całkowitym milczeniu. Czasem waląc w oczy rażącą albo prze-zachwycającą treścią ujętą w kolory i kontury, ujęcia perspektywy, a czasem znikając wraz z zamknięciem na nią oczu bezpowrotnie.

Właściwie to nie wiem o czym chciałam konkretnie powiedzieć. Ten wpis jest bezzasadny. Dlatego dam na koniec kilka fotek z gospodarstwa dla nakarmienia niczyjej uwagi.

Jesień.

Z daleka i z bliska.

17 października 2022

Naturalny nadruk

Pośród ostatnich zbiorów i przetwarzań Anna wpadła w objęcia nowego hobby. Jakiś czas temu musiała, ze względu na projekty w domu kultury, wrócić do sitodruku. Co obudziło w niej dawne zamiłowania poligrafa. Z tego powodu zaliczyła w tym roku odpowiednie kursy, aby się dokształcić. Jeden w temacie druku na ceramice. I ostatnio - sztuki zwanej ekoprintem. Oznacza to drukowanie liśćmi na tkaninie. Nie tylko liśćmi, bo kolory można uzyskać z różnych przypraw, typu kurkuma czy papryka. Wciągnęło ją. 

Na kuchnię powędrował wyciągnięty z piwnicy wielki kocioł, służący do farbowania. A szanowna artystka buszuje po krzakach wszędy i owędy, aby najbardziej farbujące liście odnaleźć i jeszcze przed zimą wykorzystać, opanowując nowe rzemiosło. Ponoć najefektowniej wychodzi liść sumaka.

Rezultaty może są jeszcze dyskusyjne, ot, pierwsze próby, ale popatrzcie sami.


Osobiście widzę tu świetny biznes preppersowski, koszulki maskujące dla buszujących w lesie.

Ewentualnie pamiątka z Puszczy.


Osobiście, przyzwyczajam się dopiero do tego kanonu piękna. Choć bycie niewidzialnym na tle lasu, który mnie otacza, jest bezwzględnie w moim guście.

To co powyżej oddaje możliwości nadruku przez naturalne zabarwienie liści jesiennych. Na wiosnę będzie nowa przygoda i nowa jakość kolorystyczna.

9 października 2022

Grzyby, ceny, porządki

Niedawno pojawiły się wreszcie grzyby, głównie maślaki, z rzadka kurki, prawdziwki to tylko na zdjęciach fejsbókowych niektórych szczęściarzy można podziwiać. Bywają też zielonki, co zapowiada doroczny "koniec grzybów". Czyli nie ma co liczyć na uzupełnienie zapasów suszu. Nawet zajączków, czyli podgrzybków nie uświadczysz.
Anna wybrała się jednego popołudnia w las za domem, nazbierała wiadereczko maślaków, nad którym biedziłam się całe kolejne popołudnie. Część trafiła na patelnię do obiadu, garść do leczo następnego dnia, a resztę zapakowałam do dwóch słoiczków i zalałam zaprawą octową, będą na później. Również kani jest wysyp w naszym sadzie, na pastwisku i niekiedy przyrządzam sławny kotlet.

Ostatnie pomidory z tunelu, ostatnie jabłka, antonówki. Przerabiam je na mus. Pomidory na pastę do pizzy. Ostatnie maleńkie dyńki w ogródku przy domu, seler naciowy na susz. Układamy także porżniętą gałęziówkę pod daszkami, gdzie się da, aby nie mokła. 

W Biedrze uzupełniamy zapas cukru, bo zeszłoroczny wyszedł. Przydał się w czasie nagłej cukrowej zwyżki cen. Nie liczę na ich spadek. Pozory mylą. To się już nie stanie. Sklep zresztą stosuje chwyty zachęcające do kupowania, dając rabat 15 złotych za zakupy powyżej 100. W przeliczeniu na uchwyt cukru obniża to jego cenę około złotówki, z 6 na 5. W gospodarstwie to ważny konserwant i raczej nie należy zdawać się na przypadek, gdy jest wysyp owoców. Nawet gdy pszczelarstwo padło i nie trzeba owadów dokarmiać.

W komisie meblowym w sąsiednim powiecie kupiłyśmy duży drewniany stół na taras. Udało się go samodzielnie załadować na pakę (nieco wystawał, ale kulturalnie), umocować, przywieźć, wyciągnąć i ustawić. Taras wymaga jeszcze sporo porządkowania, co wymaga wolnego czasu. W miarę postępu jesieni będzie go więcej, więc trwam w spokoju.

Jedna drewutnia, najstarsza, zbutwiała już zupełnie i wymaga postawienia od nowa. Tej zimy trzeba będzie wybrać z jej obrębu zalegające tam drewno (o ile śnieg go nie zasypie), a w przyszłym sezonie będziemy znów bawić się w budowlańców.

Poza tym ważne: obecna pełnia księżycowa na niebie przekonała jednak kozy do dorocznego święta miłości. Dwa dni wcześniej zaczęła ruję jedna koza, teraz już wszystkie merdają ogonkami. Trwają zaloty.

I tyle nowin gospodarskich.