4 kwietnia 2017

Zupa burakowa à la barszcz ukraiński

Zaczęły się z wolna prace ogródkowe, na razie przy domu. Poprawiamy stare grządki, siejemy pierwsze nowalijki, zakrywając je przed drapieżnym drobiem włókniną. Dzisiaj Księżyc w znaku Raka, więc liściaste. Sałata, roszponka, naciowa pietruszka, szpinak, szczypiorek. Bez pośpiechu. Jedna, dwie grządki dziennie. W zgodzie z rytmem kosmosu.

Pisklaczki też dzisiaj wylądowały w ogródeczku, na słoneczku. W skrzyni wybiegowej. Po raz pierwszy widziały ziemię, świat. Zawsze patrzę z zadziwieniem, jak w tych maleńkich istotkach budzi się pamięć genetyczna, niezawodnie. Już po paru minutach wiedziały do czego służy piasek, jak robić sobie kąpiel piaskową, jak wygrzewać skrzydła w promieniach, jak polować na przelatujące muszki. Po godzinie takiego hartunku wróciły do pudełka w ciepłym domu. Jutro, jeśli tylko pogoda pozwoli, zostaną na powietrzu dłużej.

Ja tymczasem ugotowałam jedną z moim ulubionych zup. Burakową mianowicie. Nie jest to barszcz burakowy, ani też ukraiński, choć podobieństwo smakowe zachowuje. Przyrządza się ją w jednym garnku, bez zawracania sobie głowy gotowaniem tego i owego osobno.

Zupa burakowa à la barszcz ukraiński

Składniki: 
1/5 kg czerwonych buraczków
1 cebula
1-2 marchewki
1/2 selera
1 pietruszka
Kilka ziemniaków
Kilka suszonych grzybków
Kawałek mięsa na kości, jeśli chcemy by potrawa była treściwsza
Trochę słoniny na skwarki
Przyprawy: liść laurowy, ziele angielskie, pieprz w ziarnkach, pieprz mielony, majeranek, sól

Najpierw stawiamy na ogniu kość zalaną odpowiednią ilością posolonej wody, można już dorzucić grzybki i liść laurowy. Pogotować do wstępnej miękkości mięsa.
Następnie wrzucamy do garnka pokrojone w cienkie plastry buraczki i gotujemy je do wstępnej miękkości. Dopiero wtedy dodajemy resztę pokrojonych dość drobno warzyw, pieprz i ziele angielskie. Cebulkę przekrojoną na pół podpiekamy na gorącej płycie kuchennej i dorzucamy do wywaru, gdy zacznie upajająco pachnieć. Na koniec dodajemy ziemniaki, krojone w plasterki, albo słupki. Kiedy zmiękną zupa jest już przeważnie gotowa.
Tuż przed zdjęciem z ognia można dodać do niej odrobinę kiszonego barszczu burakowego (wtedy zupa nabierze stylu ukraińskiego), albo - co właściwie równie skutecznie poprawia smak i kolor - łyżkę octu jabłkowego. Podajemy z dodatkiem skwarków na talerzu, przyprawione majerankiem bądź pieprzem mielonym, według własnego gustu.
Uwaga, zjadamy wszystkie warzywka! Bez wybrzydzania!

Wersja wegetariańska jak najbardziej możliwa. Podpowiem, że jeśli buraczki pokroimy kilka godzin wcześniej i posypiemy je łyżeczką cukru, to puszczą sok i nabiorą pięknego koloru już przed gotowaniem. Zamiast skwarków można upuścić na gotową już zupę odrobinę oleju, doda mu to trochę apetycznej tłustości.

W domu moich dziadków po kądzieli podawano czasem taką zupę, ugotowaną bez ziemniaków, jako barszcz czerwony. Na środek talerza kładziono kupkę ziemniaków puree, czyli tłuczonych, gotowanych osobno, polanych tłuszczem ze skwarkami i przysmażoną cebulką, i dookoła niej lano zupę bez warzyw. W rodzinie żartowano, że babcia znów podała "kopiec ziemniaków i bruzdę barszczu"...

2 kwietnia 2017

Przymiarki

Kolejny, nie wiem już który wielki słój kapusty wespół z burakami, zakiszony do schrupania. Lubię tę mieszankę, bo czerwony kolor działa mi na apetyt, wiadomo.

Od jakiegoś czasu jest trochę mleka, nieco ponad litr dziennie, bo Lubą odstawiamy na noc od dzieci do osobnego boksu. Czyli jeden, poranny udój jest nasz. Trawy ani liści jeszcze nie ma, kozy co najwyżej ogryzają świeżą korę z gałęzi sosnowych, przyciągniętych z leśnej wycinki, więc i mleka dają jeszcze niewiele.
Niemniej codziennie nastawiamy na nim jogurt, ze specjalnych bakterii w sklepie mleczarskim kupionych (z jogurtów pseudo-naturalnych ze sklepu wychodzi takie gó..no, że tylko dla piskląt lub psów się nadaje), i wypijamy go po pół litra na głowę z ogromną wiosenną chęcią.

Pisklęta rosną zdrowo, karmione w dzień co 2 godziny, prużoną kaszą z domieszką siekanego jaja na twardo, pszennej osypki, tartej marchewki i siekanej drobno pokrzywy.

Po naradzie z mistrzem pszczelarstwa Anna dokarmiła nieco nasze pszczółki, przy okazji sprawdzając stan rojów. Jeden wydaje się być słabszy i mniej liczny od reszty, ale wszystkie czerwią.

Jedna z wylężonych zeszłej jesieni mini-kurek zniosła dziś pierwsze jajeczko, zielone. Będzie do wielkanocnego koszyka.
Niesie się jedna z jenduszek. Zbieram jaja.

Przymierzamy się do ważnej na wiosnę operacji, wydobycia i wywózki gnoju. Do ogrodu oczywiście, który mamy zamiar nieco rozszerzyć. To jedna z trzech najważniejszych prac w ciągu roku, dwa razy gnój, raz sianokosy.