Obiecałam latem, że dam fotografie z procesu powstawania naszej pieczki, czyli pieca ścianowego, vel kaflówki.
Ten typ pieca praktycznie już zanikł w środkowej i zachodniej Polsce. Można go jeszcze z rzadka spotkać na wsi, albo w starych kamieniczkach. Funkcjonuje nadal na Śląsku, w familokach. No, i we wschodnich regionach. Prawie każdy Podlasiak jest święcie przekonany o wyższości ścianówki nad c.o.
I osobiście ten pogląd podzielam. Warto wydać trochę kasy, żeby mieć go w domu.
Oszczędność drewna, ciepło nocą i rankiem, niezależność od prądu, spokojny sen, to są walory pieczki. Ma dodatkowe zastosowania, bo po wygaśnięciu ognia można w palenisku upiec ciasto albo kartofle. Wadą jest tylko to, że ogrzewa najwyżej dwa pomieszczenia i w większym domu trzeba mieć więcej pieców tego typu. Albo podłączyć do jednego kaloryfery (także bojler) na zasadzie tzw. cegiełki. Taki piec funkcjonuje spokojnie kilkadziesiąt lat (i więcej, gdy jest starannie zbudowany i nie żałowano w nim cegieł i gliny).
No, więc mamy pieczkę. I teraz, w chłodne jesienne wieczory i dni sprawdza się ona cudownie. Piec c.o. wciąż nie musi być używany. I ruszy dopiero w mroźny czas, aby ogrzać całość domu.
Ewo czy zużyte powietrze wewnątrz tego pieca unosi się "slalomem" do góry dzięki czemu dłużej zostaje w piecu i więcej energii zostaje w jego masie?
OdpowiedzUsuńTakie piece rzeczywiście są dobre, bo mają dużą masę termalną. Zresztą promieniowanie cieplne daje większy komfort niż ogrzewanie konwekcyjne.
Wewnątrz od paleniska odchodzi kanał, który prowadzi powietrze trzema zakrętami przez całe wnętrze pieca. Ogień (wystarczy jednorazowo spalić węglarkę drewna, nawet byle jakiej jakości) ogrzewa stopniowo cały piec i kumuluje ciepło w cegłach i kaflach. Na okres ok. 12 godzin, a nawet do 24 w cieplejszym okresie. Jesienią przepala się w nim jeden raz. Zimą dwa razy, rano i wieczorem.
OdpowiedzUsuńPodczas II wojny zimą 39/40 roku w Warszawie palono w takich piecach nawet książkami i starczało na to, aby je rozgrzać.
W porównaniu piec c.o. wypada marnie. Przede wszystkim dlatego, że trzeba do niego wciąż dokładać i dbać o żywy ogień. Gdy gaśnie kaloryfery szybko się wychładzają.
Tu tymczasem na odwrót, cegły zwykłe i szamotowe oraz kafle rozgrzewają się i trzymają ciepło przez wiele godzin. Można napalić i iść spać, a rano obudzić się w cieplutkim pokoju.
Inną kwestią jest zanikające rzemiosło zduńskie.
Na wsiach jednak jeszcze tacy spece bywają i można ich znaleźć. Także w świętokrzyskim, jak sądzę.
;-)
Pozdrawiam
ES
Jakie piękne kafle!
OdpowiedzUsuńKafle są jak najbardziej współczesne. Produkowane w jednej z kilku kaflarni w Siemiatyczach.
OdpowiedzUsuńDla potanienia kosztów kupiłyśmy 2 gatunku, ale w sumie mało widać i pewne uszczerbki w lakierze dodają tylko patyny. ;-)
Część kafli bez wzoru, na dole pochodzi z rozebranego pieca ścianowego w sąsiedniej wsi i mimo swojej skromności są lepsze od tych nowych z wzorkiem. Są przedwojenne, z miejscowej kaflarni i co najmniej 2x grubsze od współczesnych, łatwo przez to pękających. Sama osobiście je wyczyściłam ze starej gliny i kamieni. Zdun musiał nieco podszlifować, bo były kapkę większe od dzisiejszych. Ale sprawił się dobrze.
Na zdjęciu piec prezentuje się dość mikro, ale nie mogłam zrobić lepszego zdjęcia. Kafle odbijają światło w specjalny sposób, czy to w dzień, czy w nocy, czy w naturalnym czy w sztucznym oświetleniu i stąd zawsze pozostaje wrażenie cienia w aparacie.
Pozdrawiam
Ewa S.
Piec ścianowy jest doskonałym rozwiązaniem w drewnianym domu, można ogrzać nawet trzy pomieszczenia; jest tylko jedna wada to problem czyszczenia jeżeli nie ma odpowiednich otworów wyczystkowych.Mam taki problem, żeby wyczyścić kanały w ścianie to muszę wyjmować odpowiednie kafle i to jest duży kłopot
OdpowiedzUsuń