Gnój wywieziony pomyślnie na pole. Starczyło na mniej więcej pół hektara. Kościk jak chce to potrafi pracować, nawet deszcz go nie przestraszył.
Pojawił się też niespodziewanie drugi szef brygady. Obejrzał robotę chłopaków dwóch, coś tam pomruczał i powiedział, że z nimi pogada. Zapowiedział, że zjawią się do podłóg na koniec tygodnia. I może dokończą to, co zaczęli, zobaczymy, ale już na naszych warunkach.
Czasem dobrze jest się postawić. Mieszkamy w tym regionie od pięciu lat i niejeden budynek już postawiłyśmy, lub rozebrałyśmy i pocięłyśmy na części. Z tego, co tu i ówdzie udało mi się podsłuchać z rozmów różnorakich budowniczych, z usług których przychodziło nam korzystać, to doją oni Warszawiaków jak mogą i umieją. A ci często, nie znając miejscowych cen albo zmęczeni daremnym szukaniem pracowników, godzą się nieraz na podwójne stawki. Wcale to nie wpływa na jakość, ani na prędkość wykonania, a na dokładkę owi pracownicy śmieją się potem z frajerów bardzo długo, wspominając ile to udało się skasować. Jak się nie dasz z kolei, żydem cię nazwą. Ale w końcu uszanują.
Swojemu tak nigdy nie robią jednak, to trzeba przyznać. Może więc już zaczynamy być swoje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz