19 lipca 2025

Żniwa porzeczkowe i dieta nie tylko lipcowa

Pogoda lipcowa zmienna, słabo przewidywalna. Nagłaśniane przez media upały (które trapią całą resztę Europy, łącznie z Anglią i Skandynawią) zamieniają się w najwyżej dwa dni ciepłe i słoneczne, po których zawsze przychodzi więcej niż tydzień dni chmurnych, ze słabym słońcem, z deszczami i burzowymi pomrukiwaniami. Kozy lubią tę pogodę, a że oba pastwiska już szczegółowo wygryzły, prędko zmykają każdą dostępną dziurą w świat zewnętrzny („do wilka”) i kończy się na bieganinie Anny po krzakach i lesie z wielkim krzykiem i gniewem. Tym niemniej przy okazji znosi do domu znalezione przy gonitwie kurki, które idą na marynatę w domowym occie jabłkowym.

Porzeczkowe żniwo dotychczasowe: 18 dżemów z czarnej i czerwonej, 10 buteleczek soku z nich, plus 3 i pół litra soku z sokownika oraz zapas mrożonych surowych owoców na kompoty, które pijemy przez cały dzień. Pozostaje jeszcze kilka krzaczków nieobranych, a zroszonych deszczem, więc czekają na słońce, te pójdą do gąsiora. Oraz 3 krzaki białych porzeczek, które dojrzewają najpóźniej. Z nich robię dżem, który przypomina w smaku i konsystencji żurawinę i można go używać jako dodatek do mięs na słodko. Mój ulubiony. 

Mam ostatnio istny odjazd na twaróg i kozie mleko. W ogóle z powodu szwankującego woreczka i innych starczych dolegliwości zmieniłam dietę na wysokobiałkową, niskotłuszczową i niesmażoną, łatwostrawną, niskosłodzoną, bezglutenową jak zawsze, bezjajeczną w praktyce i bezalkoholową. Odpadły z niej warzywa wzdymające: fasola, groszek, cebula, czosnek, brokuł, kalafior, kapustne, jedzona na surowo zielenina oraz potrawy smażone. Uprawiam także od kilku miesięcy post przerywany typu: 8-godzinne okienko żywieniowe (od 9.00 do 17.00) i 16 godzin niejedzenia. Piję w ciągu dnia 1,5 litra wody z dodatkiem kompotu, do tego jedna kawa o poranku, a po południu kakao. Na śniadanie i obiad zupa, mleczna z kaszką jaglaną albo kukurydzianą bądź ryżem, i na obiad jakaś zupa warzywna z wkładką mięsną, czasem ryba pieczona z warzywami i jogurtowym dodatkiem. Na kolację twaróg z odrobiną miodu lub chrzanu, pieczona wątróbka, befsztyk z frytkownicy albo kanapki. Z surowizny: arbuz, banan, jabłko, marchew tarta, zielona posypka do potraw z ziół ogródkowych, ogórek. I kiszonki: małosolne ogórki albo buraki. Z tłuszczy używam głównie masła i olejów z zimnego tłoczenia, lnianego, z ostropestu, z czarnuszki (odrobinę na smaczek) albo rydzowego, wszystkich na surowo do polewania zupy albo warzyw i sałatek. Wyzbyłam się sporą ilość kamieni, które jeszcze czasem doskwierają uciskiem pod żebrem, w dołku lub lekką kolką w boku, ale coraz to mniej. Od czasu, gdy się ważyłam ostatni raz przedtem (może 2 lata temu) schudłam prawie 10 kilogramów i poszło to teraz nadzwyczaj łatwo. I może trochę za szybko. Więc choć zostaje jeszcze kilka do zrzucenia nadwyżki dokarmiam się swobodnie w odpowiedniej porze, aby zachować równowagę i pełnię.

Spacerem delektuję się powolnym co dzień, w towarzystwie obu psów,  z lasem z jednej, a polami kwitnącej obecnie gryki, huczącej od pszczół i innych owadów zapylających - z drugiej strony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz