Potem rozpalenie pieca.
Zgromadzoną energię społeczną należało zatrudnić, najpierw objaśniając co...
i jak...
I do czego...
Następnie pomóc kozom przemieścić się. Tak całkiem przy okazji. Stąd...
Tędy...
Po czym trzeba było wrócić do pieca i ognia, i chleba. Czyli do tematu.
I tadam!
Było do niego masełko, i tak przy okazji trochę żółtego domowego sera.
No super.Piec jaki cudny-marzenie .Co tu dużo gadać ,no zachwyca mnie wszystko i akcja i ten chleb i mleko takie naturalne.To jest ważne ,żeby uczyć też młodzież ,jak upiec swój chleb.Widzę faworki też ,ale z innego chyba ciasta ? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWspaniała lekcja dla młodzieży. Swojski chleb najlepszy na świecie ☺
OdpowiedzUsuńAż mi zapachniało dzieciństwem... Czasem chleb upiekę, ale w elektrycznym piekarniku, też dobrze smakuje i ładnie pachnie, ale ten z pieca opalanego drewnem musi być doskonały.
OdpowiedzUsuń