13 czerwca 2022

Sienne przygody

I już po sianokosach. Poszło dobrze, choć zaczęło się dramatycznie. Najpierw oczywiście niepewność i niezdecydowanie czy już zaczynać czy może jeszcze czekać. Pogoda była niepewna. Nasz sołtysiak ruszył na łąkę mimo wszystko, więc na drugi dzień i Annę sparło, aby zadziałać. Kosiarz szybko skosił łąkę i tego samego dnia wlało w nią mocno. Deszcz był tak nagły i silny, istne oberwanie chmury, że nasze jaskółki się pogubiły, chyba coś się im stało, bo dopiero dzisiaj jedna z parki zajrzała do gniazda. A były dwie pary.

Niemniej po deszczu na drugi dzień wyszło słońce i pięknie przygrzało. Zapowiadana burza nie nadeszła. Anna ruszyła obracarkę stojącą od kilku lat w sadzie, którą kupiła okazyjnie od rolnika z drugiej wsi. Trzeba było napompować dętkę w jednym kole, udało się dzięki własnemu sprzętowi. Doczepiłyśmy machinę do Władka i Anna ruszyła w pierwszą swoją dalszą drogę traktorem. Udało się! Wróciła zachwycona. Co prawda kilka kilometrów jechała przez prawie godzinę, ale nie dość że zajechała szczęśliwie to i z obróceniem siana na łące poradziła sobie sama. Zostawiła machinę na łące i wróciła lekko do domu.

Kolejnego dnia zaciągnęła na łąkę furę. Zjawił się także niewołany pomagier, chętny pomóc. Niestety, mimo że nie dajemy pić alkoholu w trakcie pracy, to poradził sobie sposobem, dzwoniąc do usłużnej siostry, która dostarczyła mu dwie puszki. Rolnik zjechał z prasą i ściukował siano, pomagier przydał się do załadowania trzy razy przyczepki i woza, po czym zwarzony już mocno upałem i napitkiem zjechał do obejścia wraz z obracarką z zadaniem wrzucenia jednej partii transportu na górkę. Ja w tym czasie doiłam kozy, więc wykorzystał okazję. Gdy skończyłam doić zapytałam głośno: Andrij, jak ci idzie? Na co odpowiedziała mi głucha cisza.

Stało się to nie pierwszy raz, że wykpił się cichaczem od roboty. Ledwie Anna odjechała na łąkę po kolejną partię zbiorów, czmychnął przez płot w krzaki i lasem, aby nie było go widać na drodze oddalił się w kierunku swego domu.
Nie muszę wam opowiadać, jak Anna była wściekła po przyjeździe. Mimo że zabrałam się natychmiast za pomoc i układanie ciuków w paszarni na dole. Jakoś sobie poradziłyśmy do wieczora z wszystkim, ale ostatnią zwózkę furą trzeba było odłożyć na następny dzień. Niedzielny, świąteczny, ale cóż było robić! Anna zajechała traktorem na łąkę, podczepiła furę i zjechała z ostatnim transportem zaraz rano, po czym do południa rozładowała go i schowała pod dachem. Na spokojnie. I tym razem zapowiadana w prognozach burza nie nadeszła.
Tyle naszego, że pomagierowi musi wystarczyć mleko i jaja, które wziął tytułem zaliczki wcześniej, za niewykonaną robotę.

A dzisiaj rozpadało się od samego rana, niech pada. Ogród i pastwisko tego potrzebują. A oto nasza kakusia we wdzięcznej pozie na progu koziarni.

3 komentarze:

  1. Ja też już po pierwszym zbiorze siana. Bardzo marne to siano w tym roku, bo susza u nas i dopiero przed chwilą zaczęło siąpić drobnym deszczem z czego cieszę się niezmiernie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem gdzie mieszkasz. U nas też bywa sucho w niektórych latach mimo pobliża Puszczy, a to z racji braku strugi, która zlikwidowano melioracją, i piaszczystych gleb, w innych wsiach jest lepiej pod tym względem. Bliskość lasu pomaga o tyle, że długo w suche lata pojawia się zbawcza rosa i
      roślinki zdolne są wegetować pomimo wszystko. Często więc leje w sąsiednich wsiach, a u nas kropla nie spadnie. Z kolei w mokrych latach jest dużo lepiej, niż gdzie indziej, bo nie ma podtopień, zalań ani grząskich łąk, wszystko piasek pochłania, a zieloność się cieszy.

      Usuń
  2. ja co prawda siana nie zbieram, ale też mi teraz na pogodzie zależy...

    OdpowiedzUsuń