10 stycznia 2016

Nowi w oborze

Chłopcy ruszyli już jednak w szranki z dziewczynami. Nów tej nocy pchnął na świat najpierw koziołka pierwiastki Frani. Było ciepło, świat zaczął tajać akurat. Więc koźlątko szybko wyschło, przetarte dla pewności do sucha. Frania okazała się tak przerażona i zaskoczona całym zajściem, że nie wydała jak dotąd z siebie głosu, tego charakterystycznego pomrukiwania, jakim kozy matki mówią do swych dzieci, nawet gdy te dopiero szykują się wyjrzeć na świat. Mały też jest wyjątkowo cichutki i trudno stwierdzić w takim razie jak się ma, czy głodny, czy najedzony. Wylizała go pracowicie babcia, czyli Fela, której strzyki nabrzmiały od wczorajszego wieczora tak obficie, że dzisiejszy ranek powitał jeszcze jednego narodzonego franusia. Drugi koziołek większy i żwawszy jest od pierwiastkowego, zaraz się napił i bez ceremonii przypiął do Frani, zamiast do matki. Póki co pierwszego dokarmiamy w domu, dla pewności, udojoną siarą matczyną. Lepiej przekarmić, niż nie dokarmić, to już wiemy na pewno, zwłaszcza w ciągu najważniejszych pierwszych dwóch-trzech dni życia koźlęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz