Wczoraj wzięłyśmy udział w przedstawieniu dwuosobowego teatru Brama. Odbyło się ono w jurcie rozbitej na placu GOKu w Czeremsze i było jednym z wielu tego dnia, w ramach festiwalu teatralnego Wertep. Wertep to osobna historia, bo jest kreacją organizacyjną pary aktorów, którzy zamieszkali we wsi Policzna w sąsiedniej gminie. Poznałam ich na ostatnim spotkaniu Stowarzyszenia Miłośników Kultury Ludowej.
Przedstawienie nader ciekawe. Oparte na starej dziadowskiej nucie, granej i śpiewanej przez aktorskie małżeństwo przy starych instrumentach, lirze korbowej, malowniczym gordonie, bębnie i akordeonie. Pomiędzy pieśniami z XV-XVIII wieku, dawnymi przebojami dziadów lirników odśpiewywanymi pod kościołami, publiczność uczyła się tańczyć stare tańce korowodowe, ojrę, węża i coś tam jeszcze. Wąż, dokładnie tak, jak stara magia głosi, przywołał natychmiast ulewę. Stwierdzam, że tego rodzaju tańce budują wspólnotę i wzmacniają energię grupy. To jest prastare i dobre, łoj, dobre... (zwłaszcza, gdy już się jest po żniwach).
jak ja Wam zazdroszczę takich doznań... w przyszłym roku Czeremcha musi być zaliczona:)
OdpowiedzUsuń