Słoma skostkowana i zebrana. Niewiele jej było. Owies był w większości niziutki. Ale zapas na podściółkę dla kóz uzupełniony.
Brygada nagle ogłosiła powrót na jeden dzień, zatem wieczór spędziłam na poddaszu, malując belki stropowe środkiem grzybobójczym. Dzisiaj od rana chłopcy kładą na nich podłogę z płyt OSB. Dokończyłam malowanie, skacząc po belkach niczym konik polny, a Ania pojechała na pogrzeb pewnego staruszka z naszej wsi, który zmarł nagle przedwczoraj. Znów nieco wcześniej zapowiedziała tę śmierć sowa pohukująca na Górze.
Ech, te antygrzyby, najlepsi przyjaciele remonciarzy...
OdpowiedzUsuńNo grzyby grzybom nierówne. To trochę inny problem w domach drewnianych. Mam nowy dom, ale lepiej się zabezpieczyć. Zwłaszcza, że dzisiejsze drewno budowlane ma wiele do życzenia. Np. jest cięte w lecie, gdy soki w drzewie pracują. Powoduje to sinicę i przyspiesza mnożenie się grzyba, w miejscach wilgotnych i ciemnych, drewno próchnieje o wiele szybciej. Nasza chata jest w połowie oryginalna. W tej części bale mają 100 lat, a są cięte z białowieskiego starodrzewu. Nie ma tam kornika, niewiele spróchniało, jedynie od północnej strony i podwalin. Gdy je przeciąć drewno pachnie żywicą i jest zdrowiutkie. Nie stosowano kiedyś żadnej chemii, aby je zabezpieczać. jedynie wiek drewna, jego leżakowanie przed budową, okorowanie, cięcie w zimie. I starcza teraz na następny wiek, choć pewnie nowe dyle 100 lat nie wytrzymają... mimo zabezpieczeń.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ewa