30 sierpnia 2010

Miasto

Wyjazd do Białego(stoku). Dzień zaczął się ładnie, nawet dość słonecznie. Po drodze zdumiewałam się przedziwnymi wałami chmur na wschodnim niebie. Tego się nie opisze. Stykały się ze sobą dwa zwaliska chmur dokładnie pod kątem prostym, jedno długie płaskie, drugie stojące. Nie zdziwiłabym się, gdyby wielka aktywność chemicznych smug od wczesnej wiosny w Polsce, a zwłaszcza ich codzienna obecność w drodze z zachodu na wschód widoczna nad naszym regionem, nie miała na celu ataku klimatycznego na Rosję. Zważywszy niezwykłe skutki tego lata nad Moskwą.
Załatwiłyśmy sprawy firmowe i wylądowałyśmy w markecie budowlanym. Teraz kupujemy lakiery do podłóg, farby akrylowe do sufitów, farbę olejną, pędzle, rozpuszczalniki itp. A potem w Auchan zwróciłam uwagę na coraz bardziej spiekielniającą się ofertę reklamową. Okładki zeszytów dla dzieci, gier PC, książek dla młodzieży pełne diabolicznych i potwornych motywów to mało, bo mnóstwo tej piekielnej agresji przybyło też na nalepkach alkoholi w dziale alkoholowym. Czerń z czerwienią, nazwy, piw, tanich win i wódek, nawet herbatki bywają grzeszne w nazwie i wabią grzesznego klienta.
Z zasady nie kupuję nic, co ma tego rodzaju chwyt w sobie. Przeważnie kryje on grubą krzywdę. Puszki z karmą dla psów i kotów o nazwie Dante są piekielnie trujące i palące żołądek, moje zwierzaki wszystkie jak jeden mąż rzygają po nich dalej, niż widzą.
Pamiętam z lat dziewięćdziesiątych tanie wino marki "Uśmiech wampira", które było hitem na wsiach pod Olsztynem. Zostałam czymś takim poczęstowana na urodzinach pewnego współ-biwakowicza, który kupił tego kilka skrzynek, żeby biwakowców uszczęśliwić. Nie dało się skonsumować, nawet przy silnej woli. Całą szklenicę musiałam wylać do ziemi.
W drodze z powrotem radio już nadawało, że nad Polską szykują się dziś i jutro wielkie ulewy. I jak na zawołanie wjechałyśmy za Zabłudowem w wielką ciemną chmurę lejącą sowitym deszczem, ciągnącą z zachodu. Na szczęście im bliżej nas, tym się rozjaśniało i okazało się, że w domu jest ok.
W ciągu godziny trzeba było nadrobić cały dzień. Kozy do lasu na żer, psy i koty nakarmić, potem kury i gęś, ugotować obiad nam, i karmę dla psów na jutro, zlać mleko na zsiadłe do garnków, no, i na koniec wgonić kozy do obory, zamknąć kury w kurniku i wydoić kozuchy, nakarmić stare i młode, gęś zamknąć w koziarni, napoić koty świeżym mlekiem, zlać je (tj. mleko) do garnka, wystawić na taras. Uf... i zajrzeć w komputer. W którym dzieją się też różne zastanawiające rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz