Wczoraj, korzystając z porannego zachmurzenia nieba postanowiłam załatwić sprawy firmowe w Hajnówce. Tymczasem ledwie tam dojechałyśmy wyjrzało słońce, chmury się rozproszyły i zaczęło przypiekać niemiłosiernie. Z wielkim bólem głowy postanowiłyśmy wrócić bardziej cienistą i zalesioną drogą przez Opakę. Przy okazji zajrzałyśmy do naszych znajomych, państwa P.
Ech, kończą szalować sami dom (deskami z modrzewia, pięknie to wygląda). Obejście wysprzątane, trawa skoszona, ogródek wypielony i obfitujący w owoc ziemi, kozy grzecznie na łańcuchach zapalowane za płotem. I jakby większe od naszych, choć przecież naszych nie głodzę i jedzą tyle, ile chcą.
A u nas... podwórko zagracone belkami z rozbiórki i pociętym drewnem, trawa po rozkopach budowlanych wcale nie odrasta i mieszkamy na plaży, zwierzyna chodzi gdzie chce, Gusia gubi pióra i ulubiła sobie wysiadywać na ganku, co przy okazji oznacza na zielono, ogrodzenie nie skończone, ogródek pełen dziwnych roślin. A w mieszkaniu... ręce łamać.
Ania poczuła się zmobilizowana i od rana szaleje na podwórzu z nowym pomocnikiem, bratem poprzednich, więc pewnie niewiele lepszym od nich, ale sprawdzimy. Reklamuje się, że lubi pracować i że wszyscy w wiosce go lubią. Jarko ma na imię.
noo, powiem-życie zaskakuje!
OdpowiedzUsuńto, że pewna wiejska zagroda ma transowe połączenia z pewnymi wizjami...tego się nie spodziewałam!
a wracając do tematu- e tam... w obejściu może być chlewik, ważne żeby w sercu był ogród ;)
wiesz, w chlewiku można mieszkać w kryzysie albo od święta, ale to trwa i trwa, może się mocno zmęczyć i znudzić. ;-)
OdpowiedzUsuń