Napisałam o końcu rui w złą godzinę. Rano była straszna awantura. Koziołki skaczące przez płotki i płoty, namolne, przeszkadzały w dojeniu. Ania zdecydowanie chwytem za rogi ustawiła je po kątach, a ja najszybciej jak umiałam zdoiłam mleko. O połowę go mniej od razu. Zosia została na cały dzień w oborze z Dzikim Kaziukiem. Klapaucjusz, o wyglądzie diabełka, poszedł ze stadem za merdającą zalotnie Lubaszką.
Zabrałam się za malowanie obramowań szalówki i okien.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz