Wczoraj przyjechali swoim busem Jacek i Agata, czytelnicy tego bloga, lubliniacy. Szukają miejsca na osiedlenie się, możliwą permakulturową (a jakże!) samowystarczalność. Przy okazji poznają rozwiązania na takie życie różnych ludzi. Mimochodem, a może chodem ruszyły tematy innych moich zainteresowań (wizje, duchowość, astrologia). Jacek podróżował po obu Amerykach, był m.in. w peruwiańskiej dżungli i "palił fajkę" z Indianami.
Dzisiaj przydali się troszeczkę, czyli ciut ciut, jak mówią tutejsi.
Rano Ania dostała smsa od umówionego wcześniej powiedzmy-Sławka z naszej wsi. Miał przyjść ze swoją piłą i pomóc jej budować konstrukcję pod tunel foliowy. Sms brzmiał rozbrajająco: "Wybacz, ale nie mogę przyjść"...
Jacek nadał się zatem do cięższej roboty, kopania dołków, dźwigania słupków. Bo ja nadal jestem okulała, choć z biegiem dnia jakby się trochę polepszyło.
Na obiad zrobiłam pieczeń z łopatki koziołka. Zjedli z wielkim apetytem, choć na ogół mięsa (ze sklepu) unikają. Po czym pojechali na wycieczkę rowerową po okolicy, a Ania do właściciela traka kupić trochę nowego materiału na konstrukcję dachową tunelu.
Czy pisałaś już coś na temat tego permakulturowego tunelu?
OdpowiedzUsuńNie. ES,
OdpowiedzUsuń