Sztuką jest odłączyć się od zbiorowych emocji. I pozostawać przy tym, że w istocie rzeczy wszystko dzieje się tak samo i nie inaczej.
Kozy narobiły mi dzisiaj trochę nerwu, bo odkryły sołtysową łąkę za naszym ciągle nieobsianym polem, na którym od dawna cierpliwie skubią lichą trawkę. Z trudem przygoniłam je na podwórko i zamknęłam w ich ogrodzonym wybiegu.
Nasypałam humusu na nawóz w inspekcie, wczoraj mocno podlany wodą i jeszcze na dokładkę nocnym deszczem.
Z rozpędu zgrabiłam teren przed domem i wywiozłam trochę naturalnych śmieci na kompostownik.
Ania załatwiła przegląd samochodu.
W sumie zadowolona jestem z braku telewizji. Radio wyłączyłam po pięciu minutach, gdy skończyły się wiadomości i znów puścili Szopena.
Myślenie i kombinowanie też trzeba wyciszyć. Pozwolić myślom pobujać i odejść.
Jakieś wrażenie jednak w tej ciszy pozostaje i wydobywa się z głębi. Poruszenia nie da się skasować. Bo jest autentyczne. A jest to już głos krwi. Wspólny nam.
Jak szum wiatru i wody, jak mruczenie byka żubra ukrytego w przydrożnych krzakach leśnych.
Nawet nie wiesz jak cię rozumiem. Mnie tez udało się odłączyć od ogólnonarodowych emocji. Bardzo współczuję rodzinom ofiar, ale czuję też że ta straszna rzeka uczuć płynie obok mnie...a ja patrzę. Czy Nostradamus coś o tym pisał?
OdpowiedzUsuńChiba nieee... ;-)
OdpowiedzUsuńSprawdzę w chwili ciekawości.
Pozdrawiam, Ewa