Wczoraj było na niebie jedynie kłębowisko chemicznych smug przygnanych skądeś z Polski. Dziś od nocy zbiły się w wielkie chmury i na zmianę z przebłyskami słońca lały co jakiś czas sowitym deszczem. Tym sposobem kozy większość dnia spędziły w oborze, przy żłobie z sianem.
Ostatnio zwiedzam z nimi sąsiedzkie obejścia. Dostały pozwolenie i zaproszenie od Mikołaja i pani Wiery na pasienie się na trawie porastającej ich podwórza i strefy za stodołami. Starszym ludziom nie chce się już specjalnie kosić tam zielska w lecie i taki wypas wybawia ich od dodatkowej pracy. A trawka tam dobra, zawsze koszona, gęsta i zielona. Kozy zajadają się mniszkiem i dziką koniczyną.
Ania w czasie, gdy ja pasłam stado u Mikołaja, wylądowała na zebraniu u sołtysa. Był wójt z urzędniczką, a zebranie dotyczyło wodociągu, jaki gmina za unijne fundusze ciągnie m. in. do naszej wsi. Dowiedziała się tyle, że można projekt przyłącza obejrzeć w urzędzie gminy. Ponieważ miałam tam pewne sprawy papierowe załatwić, znalazłyśmy się w urzędzie już godzinę po zebraniu. I zaskoczenie. Naszej działki nie ma uwzględnionej w projekcie! Był on robiony w 2004 roku, poprzedni właściciele nie okazali zainteresowania przyłączeniem wody i tak już zostało. Co robić?
Po zapytaniach w dziale gospodarczym i w sekretariacie okazało się, że musimy pisać wniosek o przyłączenie. Powstało pytanie, kto będzie płacił za doprowadzenie nitki wodociągu do bramy posesji (dalej do mieszkania każdy ciągnie na własny koszt, tj. płaci firmie 1500 zł za każde 10 metrów rury). Tu odpowiedzi były podzielone, jedna urzędniczka twierdziła, że my, bo nie ma nas w projekcie, druga, że może gmina. Jednym słowem trzeba czekać na wójta i gadać z głową urzędu. Złapałyśmy go na parkingu przed gminą. I zaraz wylądowałyśmy u niego w gabinecie, ściągnął jakiegoś kierownika i kierowniczkę z projektem, i od słowa do słowa stanęło na tym, że zrobią nam przyłącze na swój koszt, jak każdemu dotychczasowemu mieszkańcowi. Wytyczyliśmy też najlepszą z dróg rozwiązań. No, zobaczymy w praniu jak to będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz