Okna wymyte jeszcze wczoraj przewodzą idealnie wiosenne ostre światło dnia. Z rozpędu wyszorowałam także kaflową kuchnię. Ania zgotowała zapas ruskich pierogów na dwa postne dni.
Dzień co dzień zaczyna się o szarej godzinie, gdy budzi mnie pewien szczególny dźwięk. Długo zachodziłam w głowę jakie jest jego źródło. Pojawia się zawsze o tej samej porze świtu i trwa kilka, kilkanaście minut. W końcu doszłam do jedynego słusznego wniosku, że musi to być dzięcioł. Dzięcioł ów najwyraźniej ma swój stały rewir żerowania i rozpoczyna oblot właśnie od starego jawora rosnącego koło chaty. Może kiedyś uda mi się go zobaczyć. Ale na razie wstać o tej godzinie nie potrafię (choć z dnia na dzień robi się lepiej w tej sprawie).
Wielki Piątek to już prawie święto. Kobiety ze wsi szykują się na liturgię o 14. Przedtem pani Wiera piecze babę w piecu chlebowym. Ma już wszystko pięknie wysprzątane. Więc teraz tylko szykowanie świątecznych potraw i modlitwa w cerkwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz