19 kwietnia 2010

Prze-smak

Wczoraj uaktywniły się bardzo wyraźnie owady. Pokazywały się muchy i motyle. Wokół chaty latały trzmiele, mieszkające gdzieś blisko. No, i uchylonym okienkiem na poddaszu wpadały podjarane słońcem chyba-osy (za duże było na pszczołę, nieco za drobne na szerszenia), tamtędy wiedzione instynktem odnajdywały przejście przez niezamknięty jeszcze podłogą strop i materializowały się znikąd w pokoju. Dopiero po przepędzeniu którejś z kolei oknem wpadłam na pomysł, którędy się dostają do domu i co jest grane. Zamknięcie okienka w południowym szczycie chaty pomogło.
To wszystko przy okazji pobytu Księżyca w znaku Bliźniąt. Zapewne biodynamicznie taki dzień, a raczej okres prawie 3-dniowy jakoś się specjalnie nazywa. Zawsze wtedy owady dostają szaleństwa, zaś w czerwcu, gdy w Bliźniętach jest jeszcze Słońce często roją się, mnożą i skupiają w duże ruchliwe gromady.

To była niedziela towarzyska. I popołudnie aż do zmierzchu rozmowne. Nasza młoda koza przeżyła nieco stresu, bo ją rodzice Artija próbowali doić pod naszym okiem. Udało się wyciągnąć z niej troszeczkę mleka przy wtórze dramatycznego beczenia. Mleko w smaku okazało się mocno skoncentrowane, przypominające nieco mleko kozie z kartonika. Zapewne z powodu ostatniego dokarmiania sianem. Wcześniej było słodkie i bez zapachu. Kiedy zmieni się rodzaj karmy (a więc przejdzie się całkiem na zielone pastwisko i dodatek owsa) pewnie szybko wróci do równowagi smakowej. Czyżby to była tajemnica prze-smaczenia sklepowego mleka i kozich serków? Karmienie kóz hodowlanych z ferm mlecznych przede wszystkim suchą karmą.

Świeżo upieczony (ale już wystygły) chleb ze smalcem ze skwarkami z miejscowego kabana okazał się szczytem doznania przyjemności!
I pyłów, popiołów i chmury nadal niet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz