Poranek pogodny, słoneczny i bezchmurny. Goście wstali wcześniej, niż zwykle, pożegnali się i ruszyli na Białowieżę, do Miejsca Mocy.
A ja od sąsiadki 2 kg świeżej słoniny kupiłam (taniej, po 4 złote za kilogram, bo cienka, przy czym ta cienkość jest gruba w porównaniu ze słoniną sklepową). To już resztki. Prawie cały kaban na wesele poszedł w rodzinie.
Skóra tej słoniny jest specjalna. W naszym regionie stosuje się tradycyjne opalanie świni wiechciami słomy, a nie nad płomieniem gazowym, jak na ogół. Daje to lepszy smak, skóra odchodzi sama od tłuszczu za jednym pociągnięciem ręką. Ten smak potrzebny jest do tego, aby słoninę zamarynować w soli i przyprawach, to tutejszy rarytas.
Trak-ista znów odwlekł wyrób materiału. Miało być na rano, rano obiecuje na wieczór... Zatem praca przy tunelu ciągle w tyle.
Zjawił się też były właściciel naszego pola, który nam je obrabia swoimi maszynami. Podobno ma za kilka dni przyjechać i dokonać koniecznych robót. Przez całą zimę miał poważną awarię dużego traktora, który jeszcze szwankuje. Ale mówi, że będzie dobrze. Pewnie dowiedział się od Iwana, że Ania już zaczęła o innego maszynistę rozpytywać. Bo czas przecież wielki.
No, i jeszcze wizyta nowego kierownika budowy. Dał kilka nowych wskazówek, o których zmarły poprzednik nie bąknął. Np. że wokół komina, przy stropie drewnianym musi być 6 cm przestrzeń zabezpieczona blachą w celach p.poż. Także, oczyszczalnia ścieków musi być odległa o 30 m od studni.
Zatem do roboty! Za taczkę i grabie, zwozić kupy zeszłorocznych liści z koziej zagrody na kompostownik...
Pięknie wygląda ta słoninka, ale dietetyczna nie jest. Z tym,że od czasu do czasu nie zaszkodzi co? :)
OdpowiedzUsuń