12 października 2010

Srocze ogony

Lakierowanie posuwa się z dnia na dzień do przodu. Schodów i podłogi.
Wciągnęłyśmy na górkę dodatkową płytę osb, żeby nią zasłaniać wejście na poddasze. Teraz można drzwi do jadalnego otworzyć i grzać go, aby lakier szybko wysechł.

Trudno się żyje, gdy jednocześnie trzeba robić wiele różnych rzeczy. Z tego powodu każda realizacja wydłuża się w czasie wręcz w nieskończoność. Nie można jednak czegoś zostawić na rzecz czegoś innego. Po prostu się nie da.
I tak, jednocześnie wykańczamy dom (a tu w szczególe jest mnóstwo żmudnych czynności do wykonania), hodujemy zwierzęta, prowadzimy firmę, robimy projekty i rozwijamy każda własne zainteresowania. No, i od czasu do czasu trzeba zrobić zakupy, spotkać się z przyjaciółmi, pogadać, odprężyć się, wyjść z codziennego kieratu.
W rezultacie trzeba było nauczyć się cierpliwości, przymykania oczu na wciąż istniejące niedoskonałości otoczenia i cieszyć się drobnymi osiągnięciami. Jednak chwilami robi mi się ciężko na duszy, trudno to wszystko znieść, już piąty rok z rzędu.

Ania przez 2 popołudnia, spędzone w GOKu utkała swój pierwszy w życiu chodnik ze szmatek. Oto efekty na razie uwidocznione podczas pracy.


Chodnik jeszcze nie został odcięty ze wspólnego z innymi tkaczkami zwoju.

6 komentarzy:

  1. Ewa! nie bądź zołza- pokaż efekty Ani!!!prosiemyyyyyy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie że macie takie zajęcia w GOK-u!

    OdpowiedzUsuń
  3. No i piękny pasiak powstał.Zoścyna babcia tyż takie robiła ;D Dobry sposób na recykling tego co się już nie nosi.

    OdpowiedzUsuń
  4. moja mama ma podobny, tylko więcej niebieskiego :)

    a takie chodniki to teraz bardzo trendy są, poważnie! współczesny dizajn pożąda takie szmaciaki!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, widać po blogach robótkowych i paniach, które się za to biorą, hehe!
    Na naszej wsi wszystkie stare gospodynie kiedyś tkały, mają też krosna poupychane na strychach i w stodołach. Na Podlasiu to rzemiosło zanikło stosunkowo najpóźniej, bo gdzieś w latach 80/90.
    Do tego same przędły wełnę, albo len z własnej uprawy. Po strychach starych siedlisk można napotkać różne przyrządy do czesania lnu i innych zabiegów, dla mnie bardzo tajemniczych. Teraz co niektóre dzielą się swoimi umiejętnościami z młodszymi. Inne wzruszają ramionami. To im się kojarzy z ciężką żmudną pracą, jaką musiały wykonywać od dziecka. Podobnie jest z wypiekaniem chleba w piecach chlebowych. Ale w sumie, młodsze kobiety wciąż mają od kogo się nauczyć tych zapominanych już sztuk. Wystarczy pierwszą lepszą babcię na wsi zaczepić, na pewno będzie umiała to i owo, co się teraz pańciom z miasta śni jako laur na głowie.
    W GOKu kierownictwo obmysliło prosty sposób na przyciągnięcie zainteresowanych. Po prostu wystawiło w pomieszczeniu krosna, zachęciło dwie starsze panie do nauczania i idzie... Już drugi raz osnowę nakładają na chodniki, tak się spodobało co niektórym.
    Nam na razie brak czasu, ale mamy w planie swoje krosna rozstawić na poddaszu. To fajna praca na długie zimowe wieczory. Ale zapewne jeszcze nie na tę zimę, bo górka wymaga jeszcze sporo pracy wykończeniowej.

    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń