Małe gospodarstwo na pograniczu wschodnim, przyjazne środowisku i dobrym ludziom, wytrwałe. Na tym blogu można pobyć w nim i poznać jego życie, pracę, poczuć rytm czterech pór roku, a także trochę pofilozofować...
26 czerwca 2011
Apetyt na koziołki
Na kanwie podanego linka przez jedną z naszych czytelniczek http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,9830148,Wielkie_zarcie_miesa.html dotyczącej wpływu wielkich hodowli na jakość naszego środowiska, chciałabym dodać kilka uwag.
Ostatnio spotykamy się z zainteresowaniem koźlęciną. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie lekkość podejścia do tego tematu. Właściwie większość koziej młodzieży z tego roku jest już sprzedana, została jedna kózka i dwa koziołki z marca, zwane Czesio i Lesio. Właściwie powinnyśmy je sprzedać, w sumie nawet są chętni. Gdyby nie małe ALE... Odbieramy telefony od osób zainteresowanych koziołkami, chociaż NIE, oni zainteresowani są koźlęciną. W sumie to samo. Przecież i tak z góry skazane są na śmierć. Jak słusznie zauważono w artykule, męscy osobnicy w takich ilościach jakie oferuje nam Matka natura nawet w małej hodowli są zbędne. Ale nawet przy ogromnym urodzaju trudno pogodzić mi się z myślą, że koziołek w wieku 3-5 msc. starczający na jeden - dwa obiady dla średniej rodziny mógłby teraz trafić na stół. Energia przyrody włożona w jego stworzenie jednak zasługuje na trochę więcej uwagi. Ten sam koziołek hodowany w sezonie letnim przy małym zużyciu paszy zabity w grudniu starcza nam na pół zimy, przy okazji radość mają psy, lisy i pewnie wiele innych organizmów. Można pomyśleć, że dzwoniący nie zdają sobie sprawy z wielkości koziołków, może gdyby zobaczyli, ich ręka w wyobraźni wyciągająca już nóż do gardła zatrzymałaby się na chwilę zastanowienia. Ale chyba jednak nie, ponieważ odwiedzają nas też klienci, zaczęły się wakacje, pojawili się letnicy, mający często domy letniskowe w okolicznych wsiach, po pokazaniu koziołków nadal uważają, że mogłyby być atrakcją na sobotni grill, przyjadą dzieci ... wnuki ... byłaby pyszna uczta.
Nie są zainteresowani dotykaniem zwierząt, przebywaniem z nimi, ciepłem ich skóry... są zainteresowani ich ciałem, chwilą przyjemności tylko dlatego że są bogaci i stać ich na codzienne jedzenie mięsa, a i to ostatnio ich nie satysfakcjonuje... teraz szukają smakowitych kąsków. Jako hodowca kóz pewnie odbieram to trochę zbyt osobiście, ale następne takie telefony spotkają się ze zdecydowaną odmową.
Nie po to dokarmiałam ich przez pierwszy tydzień na 20-stopniowym mrozie co kilka godzin, aby teraz jakiś rozkapryszony człowiek zjadł koziołka na jeden obiad.
Na bazie moich przemyśleń przypomina mi się wczorajsza rozmowa z podwożącymi mnie rolnikami do miasta S.
Jedziemy ... biegnie dwójka ludzi ... na to Pani, żona właściciela auta:
- Kurczę ... patrz, dbają o zdrowie, wzięliby się do jakiejś roboty, pomogli rolnikowi, skopali ogródek ... cokolwiek. Ale nie, oni ćwiczą. Najpierw się najedzą, jak ... a potem ćwiczą, a energia leci prosto do nieba.
Jedziemy dalej, rozmawiamy o zbożu, mijamy pola, patrzymy na owies ... trochę mały w tym roku. Pani mówi, że słoma i tak już nikomu nie potrzebna, ważne żeby chociaż ziarno obrodziło. I tutaj pada uwaga:
- A czego to ludzie nie wymyślą, teraz to już zaczęli owsem palić w piecach.
Fuka oburzona dodając:
- Tego to już Pan Bóg chyba nie wytrzyma!
I tutaj chyba czas na wniosek: ILE JESZCZE PAN BÓG WYTRZYMA?
A jeśli On wytrzyma, to ile takich pomysłów wytrzyma nasza przyroda???
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Sorry za wyrazenie, ale ludziom sie w dupach przewraca! Za duzo posiadaja i chca jeszcze wiecej. Az mnie zatkalo. Widzialam jako dziecko zarzynanego cielaka, wisial powieszony do gory nogami a z oczu kapaly mu lzy.
OdpowiedzUsuńaha podany link w poście (z wysokich obcasow) nie dziala.
OdpowiedzUsuńPrzepraszamy za wtrącenie.Koźlęciną żywi się 3/4 świata, tylko w Polsce z powodu schamienia ogółu społeczeństwa jagnięcina, koźlęcina stały się rarytasem.
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno -jest spora różnica(jakościowa) między koźlęciną a starym twardym capem(chyba że jak zwykle w dziśiejszej Polsce chodzi o to aby było duuuużo a nie smacznie)
Wszyscy litujący się nad zabijanymi (do zjedzenia) zwierzątkami nie widzą jednak problemu kupując mięso w sklepie, według starej prostackiej zasady ,,To nie ja, to oni" aby zjeść tego schabowego ktoś musi jednak zabić to zwierzątko.
Chyba nie wpadną ,,pseudo ekolodzy" na pomysł aby w stadzie kóz gdzie średnio rodzi się 60-70% osobników męskich zostawiać je wszystkie do dalszej hodowli,wtedy była by to dopiero ekologiczna katastrofa(biorąc pod uwagę plenność kóz).
Pozdrawiamy :)
link już poprawiony, dzięki.
OdpowiedzUsuńcholera, wychodzi na to, ze naleze do tej schamialej czesci polskiego spoleczenstwa, ktora jednak lituje sie nad zabijaniem "mlodych" i woli zjesc na kolacje owsianke niz grillowane kozlatko ;) moze zacznijmy jesc psy i koty skoro w niektorych kulturach tak tez sie robi i na sile chcemy byc tacy swiatowi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Wiem o czym piszecie, mięso które się spożywa nabiera innego wymiaru jak trzeba je samemu wyhodować.
OdpowiedzUsuńTemat palenia owsem jest mi znany, choć z drugiej strony - tego jak to winduje ceny owsa. Mnie strasznie boli jak słoma zostaje rozdrobniona na polu, wkłada się energię zniszczenie czegoś co można zciukować i sprzedać.
Aaa tak z innej beczki, nie wiem czy widziałaś u mnie na blogu ogłoszenie o warsztatach tkackich, wiem że uczycie się tkać i tkacie, może akurat będziecie miały chęć się wybrać.
OdpowiedzUsuńDzięki za zaproszenie. Widziałyśmy. No, cóż dla nas daleko i nijak nie da się wyrwać z gospodarstwa. Ale sprawę naszego warsztaciku pchamy do przodu, o czym niedługo napiszę. ;-) Pozdrawiam, Ewa S.
OdpowiedzUsuńNiewiele już wytrzyma! oj! Niewiele.
OdpowiedzUsuńAle konsumpcjonizm już zaczyna zmierzać (eksponencjalnie)do swego końca.
Co do palenia owsem to odrzućmy mity i popatrzmy na fakty: palony jest często odpad, owies zagrzybiony, przestarzały, z różnych powodów bezwartościowy - taki co się zwykle spisuje na straty i dołuje.
OdpowiedzUsuńCo do koźlątek - może jedna czy druga droga Pani wygrzewająca pupą biurko w firmie/urzędzie zadowoli się owsianką - jednak zazwyczaj pracujący chłop musi zjeść mięso.
Zabić zwierzę należy szybko, zadając mu jak najmniej stresu i cierpienia (a mięsko będzie smaczniejsze) i nikt normalny się tym nie podnieca - ani w jedną, ani w drugą stronę.
Tylko wydelikacone mieszczuchy dorabiają różne chore ideologie do zwykłego cyklu życia i śmierci w przyrodzie.
Jak można jeść czyjekolwiek dzieci? Ich matki, ojców i resztę rodziny? Czy tylko my je mamy i kochamy? Czy tylko my cierpimy? Czy tylko my odczuwamy ból? Czy tylko my się boimy?
OdpowiedzUsuńSą regiony świata gdzie nikt nie je mięsa, są religie, które każą myśleć nie tylko mieszczuchom!
Farmazony o nie jedzeniu mięsa przez mężczyznę rasy białej, żyjącego w naszej szerokości geograficznej, w naszym zmiennym klimacie i wykonującego pracę fizyczną można sobie włożyć między bajki.
OdpowiedzUsuńJa już nawet w rodzinie miałem przypadek zwegetarianizowanego faceta, co go nawiedzona żona przekonała na rzekomo zdrową i zbilansowaną dietę wege - nie ma inaczej, chłopak skończył w szpitalu z poważnymi problemami ze stawami, z ubytkiem kostnym, itp.
Szanuje drogie Panie waszą wrażliwość - to tylko dowód, że jesteście damami i kobietami - szlachtowanie koziołków, królików, karpii zostawcie mężczyznom i nie patrzcie na to. Macie prawo, aby unikać takich doznań.
Graszynka, miej jednak wyrozumiałość i współczucie, aby nie przekonywać innych (choćby niewinnych dzieci, które mogą to czytać) do szkodliwej i kłamliwej wegetariańskiej ideologii.
Nie pisałam do żadnych dzieci tylko, że koziołki to są czyjeś dzieci, bo chyba ktoś je urodził? może kozia matka?
OdpowiedzUsuńMój mąż też pracuje fizycznie i nie zabija ani królików, ani karpi ani żadnych innych zwierząt i ich nie je i zdrowy jest, przebadany przez lekarzy. Ot zagwostka.
jedna trzecia Chin to wegetarianie, jedna trzecia Indii również od kilkuset lat a chłopak w szpitalu skończył, bo się nie douczył.
Rowniez cos dodam, jesli mozna. Temat zabijania mlodych zwierzat dla wlasnych kulinarnych podniet mocno mnie zbulwersowal. A dlaczego? A bo tak zostalam wychowana, bo wiem, czym jest glod, bo wiem, ze glod mozna zaspokoic czymkolwiek... dlaczego wiec musi to byc niewinne kozlatko. Bo mnie stac, bo sie pochwale znajomym i bede taki cool ;)
OdpowiedzUsuńZeby bylo jasne, wegetarianka nie jestem, nie jestem tez mieszczuchem i do licha, nie jestem rowniez pania "wygrzewająca pupą biurko w firmie/urzędzie". Ale lituje sie nad zabijaniem, choc wiem, ze to element zycia. Tak samo jestem zbulwersowana, gdy sasiad topi nowonarodzone kociaki czy kopie swojego psa.
Jestem wrazliwa kobieta i dobrze mi z tym! :)
Pozdrawiam serdecznie.
Ja też mam taką naturę, że jestem dobry i kochany dla zwierzaczków, nie mogę po prostu - one takie kochane
OdpowiedzUsuńzbieram kostki dla jednego pieska, nie wyrzucam do kubła, dokarmiam nawet czasem dziką łasiczkę, która jakimś cudem znalazła się w środku miasta i koczuje na zielonych skwerach wokół mojej firmy
ale mam świadomość nieuchronności rzeczy - tym kim jestem i jaki jestem - nie walczę z tym
też jestem przeciwko szlachtowaniu koziołka, który przy minimum nakładów mógłby przynieść większy pożytek - o ile mięso się nie scapi przy poczekaniu - popieram autorkę
Jeśli jednak mięso będzie radykalnie inne - scapione- popieram wtedy klienta, taki jest fakt.
Niech sobie tam pół Chin i Ćwierć Indii w klimacie podzwrotnikowym, żyje na korzonkach - Polak, razy białej - a nie żółtej (choć wujek odkrył, że w jakimś % nasza rodzina pochodzi z Krymu - Tatarzy, czyli ja jestem w jakimś % żółty, haha) o fizjologii białego człowieka - je mięso i basta.
Odrzucenie mięsa, w naszych warunkach, w naszej grupie etnicznej, bez kilku tysięcy lat adaptacji pokoleń - na ogół, w dłuższej perspektywie, kończy się źle.
Prawda jest taka: Wegetarianizm niszczy organizm!
jedzenie to jedzenie tak skonstruowany jest swiat co za roznica pozbawic zycia mloda koze czy kurczaka czy swinie....
OdpowiedzUsuńzastanowcie sie, nikt nie czeka az zwierze dozyje swych dni aby je zjesc nie badzcie hipokrytami
y