3 czerwca 2011

Sami swoi

Wczoraj jeszcze, na dokładkę, zjawili się z nagła ludzie z trzeciej wsi (może czwartej, zależy jak liczyć) i ubiliśmy interes. Najzabawniejsze to to, że już się znaliśmy. Bo od nich trzy lata temu kupiłyśmy Zofię z małą Misią. Oni teraz w poszukiwaniu koziołka na wymianę zajechali do naszej wioski. Którą niedługo trzeba chyba będzie na Kozią Wólkę przemianować, bo coraz więcej gospodarzy w kozy się bawi. Nawet pani Nina odgraża się, że krowy sprzeda i kozę doić będzie, emeryturę w końcu poczuje.
Przyjechali i szybko dogadaliśmy się.
Bo oni też osiedleńcy, aż ze Szczecińskiego na Podlasie zjechali. Sprzedali tamtejsze niewielkie gospodarstwo i tutaj osiedlili się na końcu pewnej wioski. Cały swój majątek i inwentarz żywy przywieźli tirem.
- Czemu aż tu? - spytałam córki gospodarzy.
- Ach, tata był do emerytury nauczycielem. Uwielbiał zawsze Sienkiewicza i na kresy go ciągnęło, chciał przygody zaznać na Dzikich Polach, po rusku zaciągać - zaśmiała się - Wsiedliśmy w samochód całą rodziną i przez tydzień szukaliśmy wioska po wiosce miejsca dla siebie. I znaleźliśmy. I jesteśmy.
Umówiliśmy się zatem na dzisiaj i po południu zapakowałyśmy do samochodu Króla. Jechałam z nim na tylnym siedzeniu, miał dla bezpieczeństwa spętane przednie nogi, trzymałam go za rogi i dokarmiałam co rusz suchym chlebem (który pałaszował chętnie). Daleko nie było, kiedy już się przyzwyczaił do jazdy trzeba było wysiadać.
Tym sposobem Król znalazł nowych właścicieli i robi karierę jako rozpłodowiec (oni zwykli trzymać kozły długo, ostatni, Jacek żył 6 lat i żyłby dłużej, gdyby gospodarza do ściany rogami nie przycisnął i nie zbił). W zamian dostałyśmy Mańka, 3-miesięcznego białego koziołka z dzyndzelkami na szyi.
I umówiliśmy się na jakieś spotkanie towarzyskie.
Zawsze swój do swego ciągnie.

5 komentarzy:

  1. Szczecińskie, szczególnie pomorze zachodnie to tez takie dzikie pola trochę - i blisko morze, hmm, dziwna decyzja jak dla mnie

    ja bym się starał własnie nad morze emigrować, a nie w drugą stronę

    chyba, że stare gospodarstwo poszło za niezłą kasę dla niemca, a tu za ćwierć ceny udało sie znaleźć lepsze

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że poniekąd pewnie masz dużo racji. Choć tutaj trzeba wziąć pod uwagę romantyzm starego nauczyciela, pragnącego spełnić swoje dawne marzenie. ;-) Słyszałam też o innych osobach z tamtego regionu kupujących w okolicach działki i siedliska. Tutaj taniej. Podobnie robią też Ślązacy. Choć przeważają Warszawiacy. Jest też trochę cudzoziemców (francusko- i anglo-języcznych). Towarzystwo jednak rozrzucone, mało sięzna. Jedynie słyszymy o sobie niekiedy.
    Pozdrowienia, Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ślązacy napływowi (tzw. Gorole) czy Hanysy?

    Wiem z doświadczenia i z rodziny, że Hanysy, rodowici Poznaniacy, Kociewiacy, Kaszubi, itp., czyli dawni Prusacy, mają wpojoną z dziada - pradziada niechęć do wszystkiego co wschodnie i ruskie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do podziałów Śląskich to nie wiem, bo wiem o nich z ust miejscowych, a ci nie przywiązują do tego wagi.
    Co do owej niechęci z dziada pradziada, to pradziady często owych tamtejszych ze wschodu już są, w wyniku akcji przesiedleńczych, więc pewnie nie jest to aż tak masowe zjawisko, jak kiedyś.
    Pozdrawiam, Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesiedleńcy to Zabugowcy do dzisiaj osobną grupa, Wielkopolanie mówią że Azja zaczyna się za Swarzędzem, to nie nasz zabór.




      Usuń