23 października 2010

Mądrość na przyszłość

Czasem słyszę pytanie, zdziwione, różnych przygodnych i znajomych ludzi, dlaczego akurat wywiało mnie na wschód? A nie w jakieś szczęśliwsze, bardziej cywilizowane, ludniejsze i bogatsze rejony, bliżej jakiejś wielkiej metropolii.
Skąd my tutaj? Po kiego licha?
Tu Pan Bóg mówi dobranoc, tu mieszkają ludzie z lasu, nie ceniący terminów, obietnic, z brakiem poczucia czasu, o innej religii i z dziwną historią, nieznaną w reszcie kraju, tu ziemia lekka, plony marne, zjadane w dodatku przez dziki i żubry, a dobytek żywy szabrowany przez lisy, kuny, jastrzębie, sokoły i wilki niekiedy też.
Trudno mi na to odpowiedzieć bez poruszenia spraw nieomal paranormalnych, zatem w większości milczę lub zbywam ciekawość jakimiś zrozumiałymi (zracjonalizowanymi) opowieściami. Niemniej, tyle teraz wyjaśnię. Najistotniejszą rolę w obraniu tego, a nie innego kierunku poszukiwań miejsca, bazy i ziemi odegrała moja intuicja, przeczucia i sny.
Mapę okolic z nazwą miejscowości (niestety przekręconą po obudzeniu) ujrzałam w półśnie kilka lat przed ich odkryciem. Mam ją narysowaną w notatniku, także dom (po przebudowie) i jego położenie, opatrzone datą mogącą powalić niedowiarków.

Mogę powiedzieć, że kierował mną jakiś atawizm i sentyment. Choćby stąd się biorący, że mój tata był fanatykiem Trylogii Sienkiewicza i miał za znajomych dwa małżeństwa przesiedleńców ze Lwowa. W rozmowie z nimi zawsze z rozkoszą przechodził na ruski akcent.
Pamiętam ich. Choć już dawno temu odeszli w nieskończoność. Byli to prości i niezwykle serdeczni ludzie, odbijający na tle innych czymś, co mój ojciec kochał, a ja od niego to przejęłam. Pan U. na przykład był namiętnym grzybiarzem. Takim, co skoro świt wychodził do lasu, a gdy znalazł grzyb siadał przy nim i patrzył pilnie... Twierdził po tych obserwacjach, że grzyby rosną skokowo. Widział, jak rosną grzyby!
Ale mniejsza o to.
Mną powodował głównie lęk. Wywołany długotrwałą serią apokaliptycznych snów. Które niestety zaczęły się już spełniać.
Strach przed głodem i chłodem mam zresztą po biednych chłopskich przodkach ze strony mamy, dotkniętych różnymi klęskami dawno temu. Nadwrażliwość po schłopiałych szlacheckich przodkach ze strony ojca.
Powodował mną lęk przed kryzysem i chęć zaradzenia mu w porę. Umoszczenia sobie gniazda i sprawienia, że głód mi nie zagrozi. Ani mnie, ani moim bliskim (którzy zresztą nadal nie mają pojęcia, co mnie wywiało, ani tym bardziej nie podzielają moich obaw).
Pchanie się na wschód, tyle razy dotknięty przez historię, biedny, zapomniany przez cywilizację... dość dziwnie wygląda. Jednak posłuchałam w tym swoich przeczuć, a nie logiki.
- Ach, to wielki trójkąt radiestezyjny z uśpioną białą energią czakramu! - ktoś mi na to rzekł - Rozumiem. On się ma obudzić. Sięga czubkiem aż do Rygi i zajmuje obszar co najmniej połowy Białorusi i część Podlasia. Świadczą o tym choćby nazwy zawierające człon "biały".
Ale ja nic o tym nie wiem. Oprócz tego, że na dzisiejszej Białorusi dziwnym zbiegiem okoliczności przyszli na świat wszyscy nasi wielcy wieszcze! I tego, że mój duchowy mistrz prawie pół tysiąca lat temu napisał, że wielkie światło obudzi się tam, gdzie jest granica kalendarzy i różne terminy postu i świąt.

W ciągu ponad dwóch lat w trakcie mieszkania na cudzym, czyli na Dąbrowie, zajęłam się tłumaczeniem tekstów Nostradamusa z francuskiego na polski. Nie tylko z nudów, ale przede wszystkim po to, aby zrozumieć co mnie naprawdę prześladuje, i co z tego może się rzeczywiście spełnić.
Wiele zrozumiałam, odkryłam, lecz nadeszła jakiś czas temu pora, aby przetłumaczyć też oprócz czterowierszy, także teksty prozą Proroka z Salon.
Kilka dni temu dopiero zrozumiałam jeden z nich. I odkryłam w nim dzieje konfliktu bliskowschodniego oraz coś, co wydaje się poruszać kwestie chaosu politycznego, który dopiero zaczyna się bujać w Polsce.
Posuwam się zdanie po zdaniu w głąb zrozumienia i nie jest to łatwe. Jednak dotarłam już do akcji Pustynna Burza, ugaszenia wielkiego dymu i egzekucji przywódcy i jego dworu, po wyjawieniu wszystkim ich wielkich zbrodni. W tym samym czasie w Europie "owczarnia miała zostać powierzona wilkom porywającym". I rozpoczęło się wielkie sprzeniewierzenie wartości duchowych i upadek autorytetu KK i jego kapłanów.
Co dalej?
Wspominam o tym, ponieważ panowie współ-blogujący na zalinkowanych na Kresowej blogach zajęli się projektowaniem funkcjonowania świata po przekroczeniu Peak Oil i wobec narastającego kryzysu paliwowego. Posługują się logiką i racją. A ponieważ brakuje w tym uwzględnienia tego, czego nie da się nijak uwzględnić bez jasnowidzenia i uruchomienia intuicyjnej półkuli mózgu, to dopowiem coś ze swej działki. Słowami Nostradamusa (zresztą jest ich więcej na ten temat, ale pozostawiam to sobie jeszcze do przemyślenia). Brzmią one tak w tłumaczeniu uwzględniającym styl epoki:

"Następnie, ponieważ omawiane zaćmienie przypadnie w okolicach początku pierwszego niebiańskiego domu, da ono złej partii jedną nieszczęsną przepowiednię, a to mianowicie wielkiej drożyzny żywności: przywódcom nastać w najwyższym podniesieniu, wraz z dobrowolną i niedobrowolną klęską głodu, jednak w większości z powodu uchybienia tego, którego pola nie wydadzą tyle swej powinności, ile będzie się miało nadziei. Mądry, kto się zaopatrzy."

Klęska spowodowana przez GMO, przyjmowane dobrowolnie i rozsiewane niedobrowolnie...
Owo "następnie", o jakim jest mowa w tym zdaniu, ma nastać po czasie chaosu politycznego spowodowanego wielkim śledztwem i wielkich zamachów terrorystycznych w Europie (nie było ich jeszcze) oraz coraz częstszych atakach epidemii różnych dziwnych chorób.
Do końca jednak jeszcze trochę...

Ha, każdy ma swój mit, który go wiedzie tam i gdzie indziej przez życie.
Ja mam właśnie ten.

5 komentarzy:

  1. Kobiety zwykle bardziej intuicyjnie podchodzą do tematu. Taka natura kobiet :)

    Ja niestety takich mocy nie posiadam, zwykle pamiętam gdzieś jeden sen na miesiąc.

    Sam podchodzę do sprawy rzeczywiście racjonalnie. No bo czy było takie pokolenie w historii Polski, że nie było źle albo nie było jakichś niedoborów?

    Nie przypominam sobie. Dzisiaj do tego dochodzą jeszcze również kwestie GMO, chemizacji żywności no i Peak Oil.

    Dzisiejszy dobrobyt jest w jakimś sensie wyjątkiem. W Wielkopolsce naprawdę chyba nie ma ludzi, którzy głodują. Pomijam oczywiście kwestie jak ktoś wybiera takie życie lub degeneruje się nadmiarem alkoholu. Nie mniej nie ma takiej opcji, że jeśli zgłosi się gdzieś po jedzenie to go odprawią z kwitkiem bo powiedzą, że nie mają/dla nich nie wystarczy.

    Czasami ludzie uczą się jednak za szybko i myślą naiwnie, ze tak będzie zawsze...

    OdpowiedzUsuń
  2. A jednak Nostradam był mężczyzną... ;-)))
    Myślę, że nie chodzi tyle o płeć, co o zachowywanie równowagi pomiędzy dwiema różnymi sposobami percepcji, intuicją a rozumem. Każde przegięcie wiedzie do dziwactwa i wariatkowa.
    Robienie projektów tylko na bazie danych liczbowo-statystyczno-historycznych bez domieszki intuicyjnego geniuszu, gdzie i jak szukać rozwiązania, wypełnia kosze jajogłowych mózgowców na całym świecie od wieków.

    Na wielki ogół ludzkości zawsze trafia się jakiś nieduży procent tych, którzy albo przypadkiem znajdą się w jakimś właściwym miejscu we właściwym czasie i mają stosowne umiejętności, aby sobie poradzić i pomóc innym w kryzysie, albo intuicyjnie znajdują rozwiązanie, bo od urodzenia goni ich jakaś myśl, obsesja, lęk, marzenie, absurdalne czasem dla otoczenia.

    Ja np. myślę o wspólnocie, prawdziwej wspólnocie ludzkiej, która ma się ukazać jako owo wielkie światło na wschodzie. Nie buduję jej, jedynie obserwuję korzenie, z nich coś może wykiełkować. Pewnie stanie się to po mojej śmierci, nie dożyję tego, ale już teraz mogę tym żyć w jakiś sposób.

    Świat stoi na granicy nie tyle braku energii, co ruiny przyrody. Amisze, biodynamicy, rolnicy ekologiczni wśród białych, czy ludy pierwotne, dbają o główny korzeń bytu, który póki ma się dobrze i otoczony jest innymi korzonkami wydaje się anachroniczny i śmieszny. Ale dzięki takim strażnikom może kiedyś przetrwać garstka, skrawek starego świata i może odbudować się po kolejnych wiekach.
    Pewnie i ty masz ten swój mit permakultury po to, i on tak naprawdę jest tym.
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nostradamus była kobietą! ;)

    Pewnie, ze dla mnie permakultura to jest ten mit. Jakby nie było normalne dzieci dżdżownic w bloku nie hodują, co było moim udziałem kiedyś.

    Co masz na myśli mówiąc o obserwowaniu co może wykiełkować z tego korzenia?

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam na myśli stary odchodzący szybko w przeszłość świat (w Polsce zachodniej jest już ogromną rzadkością, jeśli w ogóle się skrył), który przetrwał na wsi, w ludziach, ich obyczajowości i sposobie myślenia, nawykach.
    Chodzi o ich stosunek do ziemi, rodziny, przodków, Boga, nie wiem jak to nazwać. Pracowitość, odporność, scalenie z naturą takie, że pół-rosną, pół myślą. Są częścią czegoś odwiecznego i to coś częściowo ma ich w swojej opiece (albo przeciwnie) i myśli za nich, a oni reagują wtedy, gdy trzeba. Jak pszczoła czy mrówka w roju.
    Zresztą, nie umiem tego opisać. Kiedy zamieszkasz na wsi i pobędziesz z lokalną społecznością może to poczujesz... poza słowami.
    Bo wieś to nie tylko pole, produkcja rolna, wytyczne gospodarcze i planowanie, ani też mozolna praca na roli, czy budowa domu, lecz głównie bycie z innymi ludźmi, różnymi, ale ludźmi, na co dzień, a nie kukiełkami mijanymi na ulicy, bezimiennymi w sklepie, zmechanizowanymi urzędnikami w urzędzie, czy wizerunkami w tv albo internecie.
    Pozdrawiam
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na wsi miłośc i nienawiść mają całkiem inny smak. Jak to ciepło z pieca kaflowego a co.

      Usuń