1 października 2010

Co jedzą koty?

Co jedzą koty, kiedy zabraknie kitiketa albo łyskasa?
Z rzadka miewam ten problem. Powtarza się on jesienią, kiedy koty dostają dzikiego apetytu i zapasy chrupków kurczą się szybciej, niż założenie kupującego.
Bo Łacio je teraz "na okrągło". Późną jesienią przypomina już dobrze utuczone prosię. Zimą okazuje się niestety, po co mu to. Bo kiedy przychodzi styczniowa ruja i kocur idzie "w długą", wraca już jako przysłowiowa "śmierć na chorągwi". Czyli szkielet obleczony w za dużą skórę, i to najczęściej poszarpaną i podziurawioną w wielu miejscach.
Kicia jest bardziej obrotna, jeśli chodzi o wyżywienie własne. Dlatego jest mniej żarłoczna. Przeważnie z Jaśkiem, swoim przybocznym spędzają noce na tarasie i czatują na myszy wokół domu. W efekcie żadna nie ma prawa nas niepokoić. Kończy żywot gdzieś w najbliższej okolicy. Przepraszam, jedna, zwabiona zapachem sera w pokoju, w którym otworzyłam na noc okno wspięła się po ścianie i nawet napoczęła ów ser w nocy. Ale rankiem już skończyła życie w zębach Łacia, który, jako jedyny z kociej rodziny sypia najczęściej w domu przy piecu.
No, więc co im dać do miski, gdy nie ma chrupków?
Trzeba sięgnąć po wiedzę naszych matek, babek i prababek.
Stwierdzam, że każdy kot ma nieco odmienne gusta smakowe. Kicia na przykład lubi suche chrupiące ciasteczka (najlepiej herbatniki), a Jasiek tego nie tknie. Za to uwielbia naleśniki z twarożkiem. Łacio jest zwolennikiem tłuczonych ziemniaków ze skwarkami. Albo kaszy z omastą. Ale wszystko inne też jesienią zje bez szemrania.
Tuczę je zatem słoniną z kabana (którą wciąż się zajadamy, bo całkiem niedawno odkryłam ją w piwnicy i stwierdziłam, że pysznie dojrzała), ziemniakami z tłuszczem, resztkami z obiadu, twarogami i nawet serami dojrzałymi, które bardzo lubią, byle im pokroić na kawałeczki, no, i mlekiem.
Mleko piją przeważnie dwa razy dziennie, po każdym udoju. Znają tę porę i czasem cała trójka zbiera się pod oborą i cierpliwie czeka aż skończę doić. Czasem bywają pojedynczo. Jasiek wtedy łasi się namiętnie do moich nóg oraz pije wodę z koziego wiadra, najchętniej razem z którąś swoją ulubioną kozą (czyli Kazią, Lubką albo Gwiazdą). Kozy obwąchały go już dawno i traktują jak swojaka.
Potem koty biegną za mną, gdy niosę wiadro z mlekiem do domu i z wyprężonymi ogonkami ustawiają się w szeregu do swoich miseczek. Ciepłe mleko prosto z cyca to jest podstawa dnia!
I tak się sprawa ma z kotami. Proste, prawda?

2 komentarze:

  1. Piękny koci raj.Zawsze było nam szkoda tych biednych miejskich kotów które nie znaja niczego poza domem,potrafją przestraszyć się szmeru liści na drzewie.Pozdrawiamy Was i Wasze kotki od nas i naszych kotów.

    OdpowiedzUsuń