4 października 2010

Koszty ogrzewania i inne oszczędności

Oto kolejny dzień pracy Jarka.
Kilka solidnych, zdrowych bali ze starej chaty, usuniętych tylko dlatego, że zostały wymienione na nowe dłuższe, do tej pory zalegających za domem wylądowało porządnie na ścianie garażu. Wszystko poskładane starannie, z przekładkami, aby drewno oddychało i nie psuło się. Posłuży jeszcze w celach budowlanych na pewno. Trzy stosy takich dyli i żerdzi na wciąż nieskończony płot zostały nakryte blachą ze starego dachu. Nie została wyrzucona na śmietnik, bo nada się jeszcze spokojnie na pokrycie kolejnego daszku na drewno opałowe. A teraz chroni bale przed deszczem i śniegiem.
Przytargał także gałęzie z koziej zagrody, które był jeszcze ściął z grabów i sosen powiedzmy-Sławko kilka miesięcy temu, czyszcząc zdziczały drzewostan. A potem starannie okorowały kozy. I złożył je na kupę pod drewutnią, żeby w najbliższym czasie pociąć. Co znacznie zwiększy nasze zimowe zapasy opału.
Resztę drewnianych odpadów z szalówki i okien rezydujących dotąd za domem pokawałkował na krajzedze i ułożył z nich sporą ściankę na tarasie. Spalę je w tym miesiącu pod płytą.

Z opalaniem domu już ocieplonego wełną mineralną i oszalowanego, z dyla grubości 13 centymetrów (który sam w sobie w zeszłym roku wystarczył na całkiem znośne zimowanie) ma się w te chłodne jesienne dni i noce następująco.
Przepalam w ścianówce przez godzinę co kilka dni. W międzyczasie albo palę pod płytą, aby zagrzać wodę na kąpiel i zmywanie (też co 2-3 dni), albo, jak ostatnio - wystarcza ogrzanie domu sokownikiem lub piekarnikiem elektrycznym, czyli dłuższym gotowaniem na kuchence gazowo-elektrycznej. Co przy jesiennym przetwórstwie żywności jest normą. Do stałej temperatury ok. 20-21 stopni, wystarczającej, aby chodzić po mieszkaniu w krótkim rękawku.
Ogrzanie przestrzeni mieszkalnej składającej się z kuchni i dwóch pokojów, z których jeden jest otwarty na rozległe i nie do końca jeszcze docieplone (na szczytach) poddasze. Łazienka, docieplona od wewnątrz dodatkowymi 5 cm wełny mineralnej, choć osobna, ma w sobie tyle ciepła, że można się w niej śmiało kąpać bez włączania grzejnika.
Dodam, że palenie teraz w ścianówce czy pod płytą zużywa drewno najgorszej jakości, szczapy ze starych listew, patyki z lasu, suchy chrust, resztki z budowy, obrzynki z desek. Ot, wychodzę z domu kilka kroków i zbieram 2-3 naręcza tego drewnianego śmiecia na podwórzu, w zagrodzie i w lesie. Tego nigdy nie brakuje, bo każda zima przynosi nowe połamane od śniegu gałęzie, a każda jesień - objedzone i uschłe przez kozy.
Ile drewna opałowego zużywamy zimą w c.o. i w innych piecach trudno powiedzieć. Bo wciąż mamy zapasy ze starej chaty i swoje, przywiezione z Dąbrowy. Zeszłej zimy poszło nam półtora daszka opału. Może kiedyś przeliczę to na metry sześcienne. W każdym razie wszyscy byli zdumieni, że spaliłyśmy tak mało i tak słabego drewna (głównie stara sosna, trochę brzozy). Bo w naszym regionie ludzie lubią szczodrze dokładać do pieca, a gdy mają c.o. szczytem bogactwa jest palić tak, aby w domu, od parteru po strych było 32 stopnie. Nam starczało 21-22 stopnie. Swoją drogą więcej wyciągnąć się nie dawało, bo dom był nieszczelny. Nowe bale rozsychały się i w dobudowanej części domu ujawniły się nawet centymetrowe szczeliny między nimi. Niemniej 21 stopni przy 32-stopniowym mrozie uważam za spory sukces. Po doświadczeniach zimowania w starej zimnej chacie (o budowie szkieletowej) na Dąbrowie, które muszę do szkół przetrwania w ekstremalnych warunkach zaliczyć. Bo tam normą było 16 stopni po południu (18 przy samym nabuzowanym piecu) i 5-7 stopni rano.

3 komentarze:

  1. To rzeczywiście harcore miałyście kiedyś. Mój znajomy tej zimy zużył opału za 250 zł. On ma dom pasywny z rekuperatorem. Taki haj-tech. Dość drogi w budowie, bo używa się wysokiej klasy materiałów i często więcej niż w standardowej chacie. Domek jest bardzo przyjemny do przebywania.

    Drogi, ale się zwróci już po kilku latach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wojciech, szerzysz defetyzm. Dom energooszczędny zaplanowany jako taki od początku do końca nie musi być droższy od tradycyjnego. Zazwyczaj jest, bo zazwyczaj za tymi nowoczesnymi rozwiązaniami idą wysokiej klasy materiały wykończeniowe, a to nie jest warunek konieczny. :)

    Osobiście nie wyobrażam sobie ogrzania domu do 32*C, bo dla mnie powyżej 23*C zimą jest już zbyt ciepło...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeliczę to jeszcze, Wojtku, ale można się zdziwić. Nam nie wyszło wiele więcej, jeśli uznać, że twój znajomy kupił 2 metry sześć. dobrego drewna (dąb, grab, brzoza, olcha), lub trochę więcej słabego (sosna, gałęziówka). I to bez pompy.
    My paliłyśmy właściwie próchnem, które szybko się spalało, ale zaprawa na Dąbrowie dała nam zimną krew i udawało się nawet wytrzymywać do południa z rozpalaniem w piecu. W tym roku jest ocieplenie domu plus piec ścianowy, który mam zamiar włączyć logistycznie do pracy (np. c.o. przez pół dnia, wieczór i noc - ścianówka), co powinno dać kolejne oszczędności. Sprawdzimy, zobaczymy w praniu. O czym doniosę na blogu. ;-)
    Co do temperatury, wyższa niż 21-22-23 stopnie powoduje obniżenie naturalnej odporności organizmu na infekcje oraz bezsenność i przesuszenie (w nocy powinno być ok. 18 st. i poniżej).
    Ale np. ludzie wychowani w blokach mają już skazę wrodzoną i czują się dogrzani dopiero gdy jest ok. 28-30 st. Widzę to po Ance-Warszawiance. ;-))))
    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń