20 marca 2013

Wiosenny koszmar

Staram się jak mogę nie myśleć o wiośnie, a przyjmować wyrok planety z czystym umysłem. Ale to jest trudne. Człowiek jest zaprogramowany, tak jak każda istota żywa na Ziemi, na rytmy działające zgodnie i powtarzające się.
Wiem, okresy takich oziębień bywały już w Europie w czasach historycznych i dość bliskich. Noc średniowiecza, XVII wiek, czy poszczególne lata zimne i ciemne z powodu wybuchu wulkanu. Owszem. Ale
co z tej wiedzy, jeśli świat udaje, że wszystko jest w najlepszym porządeczku i że nic się nie dzieje? Wciąż ludzie chodzą do pracy, jeżdżą samochodami, pociągami, latają samolotami, kupują jedzenie w sklepach, nie myśląc, że w tym roku, jak tak dalej pójdzie, może okazać się, że coraz mniej będzie podstawowych składników do włożenia do garnka, z powodu przymrozków wiosną, powodzi, upałów i braku deszczu latem, wczesnej jesieni i zimy. Jeszcze wciąż radio gra "skoczną muzykę", a telewizja wciąga w wir głupstw i teoretycznych sporów.
Tak, wiem, trzeba skoncentrować umysł na chwili bieżącej i sprawach do załatwienia. To sposób na depresję. W końcu nie jest tak źle, i to tylko czarne myśli. Pewnie z braku ciepła i zieleni nachodzące głowę.
Dziś, w pierwszy dzień wiosny, zaniosło nas do powiatu, urzędy i sklepy odwiedzić. Poranna droga do Hajnówki była cała biała od śniegu, nad głową wisząca ciężka ciemna chmura śniegowa. Najpierw zresztą trzeba było odśnieżyć wyjazd z garażu, bo od wczoraj spadło jakieś dziesięć centymetrów świeżego puchu.
I po południu zaczęło znowu sypać.
Udało się sprawy załatwić pomyślnie. Odnowić zapasy tego i owego, czosnek na targu (babcia sprzedająca z błyskiem miłości w oku wdała się w opowieść o swoim czosnku, hodowanym z własnych nasion od lat, a niektórym tak wielkim, jak ze sklepu, czytaj z Chin), przyprawy ziołowe w sklepie "Runo", w tym ziarno ostropestu na moją zaburzoną wątrobę, w sklepie mięso wieprzowe, na kiełbasę i wędzonki przedświąteczne (i tak wyjdzie swoja kiełbasa o wartości bezcennej w granicach 10 złotych za kilogram), no, i kilka butelek piwa, na osłodę zimowych dni.
Jednak w drodze powrotnej spotkał nas koszmar... przepraszam, pseudo-wiosenne szczęście. Anna wypatrzyła lądujące za lasem bociany. Po chwili znów poderwały się do lotu, naliczyłyśmy pięć sztuk. Biedne!
Wszędzie biało i głodno. I zimno. Za kilka dni ma paść na Podlasiu tegoroczny rekord zimna. Ile z nich przeżyje? Ile z tych co przeżyją zdoła wysiedzieć i wychować młode?

Wróżą nam jednak pewien ruch turystyczny w naszym krótko-sezonowym bytowaniu na wiosce... pewnikiem.

Zwierzęta zachowują cierpliwość, ale i to jest smutne. Dzikie są już chyba zmęczone, może zdesperowane. Widujemy z okna na poddaszu łosie pasące się na skraju łąk, wychodzące z lasu w poszukiwaniu żeru. Dziki rozryły kompost kilka metrów od naszej chaty. I jakieś łasicowate, przemykające drogą, może toto zeżarło kurę w kurniku sąsiadki.
Nasze kocury nie nocują już w domu, albo wracają ogrzać się nad ranem, bo je nosi samcza wiosenna potrzeba. Kozy mają zajęcie z dzieciakami, ale drób - często zamknięty cały dzień w kurniku z powodu porywistych wiatrów i opadów śniegu, gorzej się niesie i jest spragniony wiosennych pokarmów. Jeśli tylko słońce ogrzeje jakiś kawałek odkrytej ziemi (np. na kompoście) żerują tam pilnie, pojadając zwyczajnie czarną glebę. Gusia jakiś czas temu zaczęła się nieść, ale po pięciu jajach nagle wpadła w depresję. Straciła kompletnie apetyt, siedziała nie wychodząc na świat. Nie wiedząc co jej jest, czy gra hormonów i zaczęła z ich powodów siedzieć (dziwne, że bez jaj), czy objawy starości (ma już pięć lat), czy zatrucie, czy brak witamin, postanowiłyśmy wstrzymać się z ewentualną egzekucją. Piła wodę jedynie, choć niewiele. Po kilku dniach stopniowo zaczęła interesować się jedzeniem, najpierw suchym chlebem, swoim smakołykiem, potem karmą dla kur, a teraz je już wszystko. I wychodzi na świat, choć widać, że szuka czegoś pilnie. Próbuje zaglądać do sadu, albo ogródka, w poszukiwaniu wiosny. Dziś odkryła wejście do folii, gdzie Zielona Pani skryła swój tajemny zakątek.
Jedynie koźlęta są radosne i żywe. Wypuszczamy je zawsze przy karmieniu kóz z boksów i szaleją całą gromadką, nie czekając na wiosnę, bo jej nie znają.

Tymczasem nasz sąsiad spod lasa (czy też raczej z po-lesia) ze swoim Wańką prognozują zimę na wiosnę. Sami posłuchajcie:
Takoż i meteorologowie, jest kiepsko.

3 komentarze:

  1. nie wiedziałam że zwierzęta tęsknią za wiosną tak jak ludzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tęsknią. Moje konie są wyraźnie wkurzone, że wiosny nie ma.

      Usuń
  2. A moje całkiem zadowolone :) Galopują w kopnym śniegu, tarzają się i wykładają na nim w pełnym słońcu. Fakt, u nas temperatura nieco poniżej zera, jakieś maks. -5/-7 st. C więc może im nie przeszkadza? Ja w każdym razie mam już dosyć zimna, ganiania z wiadrami bo woda w poidle zamarzła i wyrzucania dodatkowej ilości słomy - mamy maty w stajni, więc tylko zimą kładziemy słomę pod nóżki ...
    pozdrawiam końską brać! :)

    OdpowiedzUsuń