19 maja 2010

Mini i maksy malizacja

Niepostrzeżenie przeszłyśmy już w dużej mierze na swoje jedzenie. I tak jak chcę, jemy w zgodzie z rytmem pór roku. Zaczął się sezon mleczny, zatem na stole goszczą przede wszystkim różne przetwory z mleka. Zamiast wodnistej wędliny sklepowej na śniadanie są twarożki, na jogurcie albo kwaśnym mleku ze szczypiorkiem z inspektu, żółty ser własnej roboty, jaja gotowane na miękko lub twardo, dla osłody resztki zeszłorocznych dżemów. Do obiadu staramy się wykorzystywać to, co jest dostępne. A więc najczęściej lecą zestawy naleśników i placuszków z ricottą, leniwych klusek też z wymienioną, zupa szczawiowa albo ziemniaki ze skwarkami z kabana sąsiadów popijanych zimnym kefirem lub żętycą. Bywają też już sałatki z inspektowej sałaty ze szczypiorem (rzodkiewka jeszcze rośnie) na majonezie własnej roboty (ten dopiero ma smak! ludzie już zatracili wiedzę jaki to wspaniały przysmak). Niepostrzeżenie jedzenie mięsa zminimalizowało się zatem samo. Chociaż raz na tydzień gotuję rosół z kury albo pomidorową z ryżem. Także raz w tygodniu Ania piecze chleb zakwasowy, co starcza dla nas dwóch na 4-5 dni.
To, co zauważyłam jakiś czas temu... poprawił mi się stan dziąseł po zimie. Od czasu rozpoczęcia codziennego picia kubka świeżego mleka krwawienie przy ich myciu znikło całkowicie.

4 komentarze:

  1. ooo, pięknie :)
    gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę podziwiam Was, jesteście jak pionierki które odkrywają nowe dzikie lądy. I macie sukcesy - świetnie.Gratulacje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm.. a nie boisz sie, ze przy takiej diecie podniesie sie poziom trójglicerydów i cholesterolu we krwi co w konsekwencji doprowadzi do choroby wiencowej/serca/nadcisnienia i tem podobnych?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie boję się. ;-)Poziomy są od tego, żeby się wznosiły i opadały. Same, w rytm. Ewa

    OdpowiedzUsuń