27 lipca 2010

Wschodnie biesiadowanie

Żeśmy wczoraj kończyli to, co nie zostało sprzedane. Na tarasie, długo w noc. Sery, chleb, boczek wędzony, słonina, tort (z zaprzeszłej weselnej biesiady). Nasza sąsiadka zaśpiewała kilka piosenek ludowych w ruskim dialekcie, po prostu przechodząc z rozmowy do pieśni, opowiedziała wiele historii z życia, z wojny i powojnia. Adaś-Ślązak, goszczący od kilku dni u nas, wpadł w zachwyt poety i orzekł, że przeżył "imprezę stulecia". No, i głowa rano nie boli wcale!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz