20 lipca 2010

Życie i codzień

Poranne szczęście. Brakująca kokoszka wyszła rano żywa z... kurnika.

Poza tym praca-praca, temperatura znośna po przedwczorajszej mini-burzy, kurczaków wszędzie pełno i głośno, kogutki trenują pianie po francusku, coquelicoooo, wychodzi im podobnie do małych chłopców dmących w plastikowe trąbki na wiejskim odpuście. No, i muchy, gnicie, pleśnienie, zakwasy, larwy, gąsienice, kurz, brud, pot i wieczorne furkoczące tuż nad głową latanie nietoperzy na trasie Góra-nasza chata.
I znów trzeba było przenieść pięć kurczaków ze stodółki do kurnika. Jedna jedyna kokoszka jest najinteligentniejsza i niezależna.

2 komentarze:

  1. Lubię czytać o waszym gospodarstwie.
    Kozach, kurkach i kogutkach. Takie młode kogutki to szły na rosół u mojej cioci na wsi. Wiadomo , co potem robic z dorosłymi kogutami?, więc młodego kogutka - na niedzielny obiad.
    W dzieciństwie uwielbiałam ksiązke "Dzieci z Leszczynowej górki".
    Wasza Zagroda to cos bardzo bliskiego tamtym klimatom.
    . Lato w pełni i cieszmy sie tymi ciepłymi wieczorami , póki jeszcze są . Potem będzie chłoniej . Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, za małe jeszcze na rosół. Niech się cieszą życiem. Trafią do garnka pewnie w zimie. To prawda, że jest ich za dużo, a w miarę rośnięcia w kurniku będą wielkie awantury, ale mamy dorosłego koguta-szefa ojca, który na razie trzyma wszystko "pod skrzydłem".
    Nie znam tej książki. To jedna z nielicznych (plus Dzieci Bulerbyn, Alicja w Krainie Czarów i Kubuś Puchatek), które mnie w dzieciństwie potwornie nudziły i nigdy nie przeczytałam ich do końca. Może dlatego, że zawsze było u mnie podwórze pełne zwierząt i to nie była dla mnie żadna rewelacja. A może wydawały mi się zbyt infantylne, nie wiem. Wolałam historie o Indianach, albo choćby Lato Leśnych Ludzi. ;-)

    OdpowiedzUsuń