Codziennie pada ulewny deszcz, lekka burza bez piorunów przechodzi około 18-19 godziny. Z tego zrobiło się dużo chłodniej.
Nie wiem czy z racji ostatnich upałów, czy może końca świata nasze kozy zaczynają mieć ruję! Całe półtora miesiąca wcześniej. Nigdy dotąd tak nie było. Zawsze jak w zegarku wchodziły w miłosny nastrój w czas wrześniowej pełni księżyca, tak jak sarny i jelenie.
Nie jest to zbyt pomyślna wiadomość, bo wykoty wypadną w okolicy Bożego Narodzenia i w porze najsilniejszych mrozów zimowych.
Pierwsza zaczęła Dziunia, czarna, długowłosa, najmleczniejsza koza w stadzie. Umieściłyśmy ją w osobnym boksie z Klapaucjuszem, z którym nie ma pokrewieństwa i akt się dokonał w ciągu doby. Już w nocy bekać zaczęła biała Misia. Dzisiaj wylądowała w owym boksie z dzikusem Kaziukiem. A Klapek zajął się dochodzącą do swego czasu Lubą.
W sumie dobrze, że są dwa koziołki z różnych rodzin, można pomanewrować i nie dopuścić do krewniaczego chowu. Tylko trzeba być przy tym i sprawy mocno kontrolować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz