11 marca 2010

Własny chleb


Wczoraj odbyło się kolejne pieczenie chleba, w piecu chlebowym. To trudna umiejętność. Trzeba poznać swój piec. Ile się rozpala, kiedy wygarnąć żar, jak ustawić w nim blachy, kiedy wyjąć wypiek. To dopiero drugi raz, gdy chleb naszego wypieku nadaje się do zjedzenia przez człowieka (pierwsze wypieki, z racji twardości i słabego wyrośnięcia dostały się kozom).
Tym razem było trochę opóźnienia z powodu zimnych mroźnych nocy. Ciasto z zakwasem nie rosło tak, jak powinno, fermentacja malała w nocy i wzmagała się dopiero, po napaleniu w piecu. W tym przypadku zatem cały proces zaczyniania ciasta i wypieku trwał o jeden dzień dłużej.
Następny w planie jest chleb na samym zakwasie. Dotąd przetestowałyśmy chleb na zakwasie z dodatkiem odrobiny drożdży sklepowych.
Jeszcze wiele przed nami. Trzeba dorobić się własnego ziarna i młynka, wtedy będzie można mówić o spełnieniu.
Wnioski na teraz: chleb z pieca chlebowego opalanego drewnem brzozowym i olchowym, nawet z odrobiną drożdży hodowlanych (przypomnę, zakwas to drożdże dzikie) nie powoduje zgagi. A mówi to ktoś, kogo chleb warszawski wygnał na dzikie pola.

Wczoraj na targu baba sprzedawała chleb z chlebówki, razowy na zakwasie z drożdżami za 8 złotych z niewielkiej blachy.
Ostatnio trochę się ruszyło z modą na takie chleby, nawet w naszej okolicy. Wciąż na wsiach są kobiety znające tajemnicę wypieku i posiadające piec chlebowy. Przestały jednak dawno to robić, bo za dużo kłopotu. Okoliczne piekarnie, z Nurca, z Kleszczel, z Hajnówki mają dobre wypieki (do których warszawskie nawet się nie umywają), ale dla zgagowców i one bywają niebezpieczne. Poza tym w szybkim tempie tracą swoją jakość, kruszą się, pleśnieją, rozłażą. Od jakiegoś czasu na piątkowym targu w Czeremsze można spotkać kobiety z pobliskich wsi sprzedające swojski chleb.

1 komentarz: