Zofka przywitała z nami nowy rok. Kilka dni temu drugi raz. Miejscowi bowiem obchodzą również małankę według "ruskiego kalendarza", która wypada 13 stycznia. W praktyce odbywa się klasycznie, trochę petard i fajerwerków puszczanych w niebo z poszczególnych wsi. Chłopaki zazwyczaj robią to kulturalnie, koło dwudziestej pierwszej, bo później już pewnie nie trzymają się prosto na nogach, albo w ogóle leżą.
Pogoda tego stycznia leniwa jest, udaje tylko zimę. Choć znajomi znad morza piszą o ogromnych śnieżycach i przeszkodach drogowych, u nas jest grzecznie. Kilka dni popadało nieco, nie na tyle jednak, aby trudzić się specjalnym odśnieżaniem, teraz zeszło całkiem i stopniało. Nad polami unosi się biała mgła. Czasem widać na skraju lasu idącą majestatycznie klępę albo rogatego jelenia, także zostawiają swoje ciężkie ślady na szutrowej drodze obok, z czego wnoszę, że podchodzą dużo bliżej naszej chaty, niż nam się zdaje. To dlatego prawie co noc pies warczy pod drzwiami i szczeka zawzięcie w ciemność, budząc mnie ze snu.
Młoda kura zaczęła się nieść, stąd zwiększyła się ilość jajek do dwóch co dwa dni. Pulcheria zakończyła swoją zimową sesję nieśną, ale jestem usatysfakcjonowana, bo mam duży zapas w lodówce na swoje potrzeby.
Pierwszy raz w życiu przyrządziłam kartacze i nawet mi wyszły, acz nie z mięsa klasycznie wieprzowego.
Poza tym rozleniwiłam się. Kończymy skład książki, o której napiszę, gdy wyjdzie z drukarni, zatem głównie teraz czytam. Wróciłam do dawnego zainteresowania ufologią, ze względu na temat, który odżył na amerykańskim Wschodnim Wybrzeżu przy okazji dziwnych dronów (teraz przyćmiony przez pożar w LA). Przypominam sobie dawne filmy i książki na ten temat, wywiady z badaczami itp. Anna zaś kręci na kole talerze, ozdabia je i wypala w słoneczne dnie. I tak życie leci.
Tak, pies wyczuwa "intruza" w trymiga ;) Chociaż tacy intruzi to mogliby mnie nawiedzać i codziennie :) U mnie dookoła same pola (i tylko mały prywatny zagajniczek) więc myślałam, że małe szanse na wizytę dzikich przyjaciół, ale ostatnio w śniegu widziałam ślady sarenki :) Więc nadzieja jest
OdpowiedzUsuńJuż jestem zainteresowana książką bo bloga czytam od lat chociaż rzadko komentuję
OdpowiedzUsuńDam znać, gdy już będzie po porodzie. Na razie pierwsze skurcze trwają. :) Pozdrawiam serdecznie, ES
UsuńTeż podczytuję bloga, siedzę w tzw. krzakach i rzadko komentuję. Książką jestem zainteresowana, choć zależy od tematyki. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńFajnie rozpoczęty rok :D. Niech się zdrowo chowa :D Trzymam kciuki za książkę :D
OdpowiedzUsuń