To był pracowity dzień. Rano przyszedł Mirko, 19-letni pomocnik rodem z naszej wioski. Chłopak pracowity i odpowiedzialny, ale ostatnio szybko rośnie... i przez to trochę mało wytrzymały. Dostępny tylko w weekendy i w ferie, bo jeszcze szkołę zawodową kończy.
Do 16-tej zeszło jemu i Ani wyciąganie gnoju z obory i wywożenie go taczkami częściowo do ogródka pod grządki i częściowo na pole.
Pogoda była zmienna. Wiatr gonił chmury, z których co chwila spadał całkiem ulewny deszcz. Podkusiło mnie dzisiaj akurat dokonać zaplanowanego malowania drzew wapnem. Mimo deszczu szpaler grabów na kozim wygonie dostał białe ubranka. Dęby i stara grusza rosną tam bezpiecznie. Młode brzozy i sosny już padły od ogryzienia. Przed rozpoczęciem sezonu wypasowego trzeba będzie jeszcze uprzątnąć stare połamane gałęzie, powycinać uschłe drzewka i dopieścić kilka innych detali, zanim kozy zaczną tam buszować w ciągu dnia.
Dziś po raz pierwszy w tym roku spędziły cały dzień na dworze. Pasły się w sadzie albo żerowały na ściętych gałęziach śliwy, podczas deszczu zaś kryły się w garażu, gdzie skonsumowały 2 worki trawy z jesiennego koszenia kosiarką, jakie ostatnio przywiozłyśmy od pani Heli. Starzy rolnicy nie lubią nic marnować i chętnie odstępują paszę, która im się już do niczego nie nada. A to trawę z trawnika lub podwórza, a to gałęzie z obcinanych drzewek i krzewów, a to obierki od ziemniaków, resztki warzyw czy liście z kapusty itp. Z wielką chęcią dają i cieszą się, że nic się nie marnuje.
Mirko na koniec dniówki dostał suty obiad (rosnący chłopcy przecież słonia mogą zjeść, zwłaszcza po takiej robocie), zainkasował tyle ile powiedział, że chce i rozstaliśmy się z obopólnym zadowoleniem.
Popołudnie okazało się spokojne, wiatr ustał i wyjrzało nawet trochę słońca. Odpoczynek przy zaimprowizowanym stole tarasowym zaczyna być wielką przyjemnością. Za blat służą stare drzwi od komory. I w tle niesamowity śpiew wiosennych ptaków...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz