No, i Ania dopięła swego. Ser ulepiła, odsączyła i wyprasowała, uformowany w przedziurawionym metalowym garnuszku. Nic to, że przy okazji wiertarka padła! ale dwie dziurki są na wylot. Całą noc się prasował, a rano wylądował w solance na kilka godzin. Ja bawiłam się wieczorem w robienie żentycy (vel żętycy). To proste. Podgrzewa się serwatkę po serze podpuszczkowym do 90 stopni i jakiś czas tak kitrasi, a potem zbiera się do glinianego naczynia to, co wypłynęło na wierzch.
Wysła piknie. Ania zaraz ciepłej popiła (kusząco i smakowicie pachnie), ja resztę odstawiłam na zaś, coby trochę skwaśniała, jak Pan Bóg przykazał.
Z rana zerknęłam w blog Eugeniusza "Polskie sery" i co widzę? Nas widzę! Można spojrzeć i zgadywać: http://serypolskie.blox.pl/2010/03/Warsztaty-serowarskie-w-Czeremsze.html.
Ewa jesteś blondynką a Ania z aparatem?
OdpowiedzUsuńTak mi męska intuicja podpowiada...
Ania tak, ja nie, choć suwy blond już jest. Ale lepiej nie zgaduj. Ja się umiem kamuflować, jak kameleon. ;-)
OdpowiedzUsuńsiwy, nie suwy, łeee, te niemieckie klawisze. ES.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń