Dzień cały zachmurzony minął, a deszczu było z tego jak na lekarstwo.
Dzięki temu, że noce wciąż są zimne, dnie bez słońca również, nadal hodujemy gąsiątka w domu, co zaczyna być nieco upierdliwe. Rosną bowiem w oczach i już ledwie mieszczą się w dwóch pudłach. Byleby jakoś ten piąty tydzień wytrzymać! Już zdobywają puszek i kiełkują im lotki i niektóre pióra, powinny stać się odporne na chłód.
Dzięki Jaremu udało się resztę obornika wywieść na pole i wyczyścić wszystkie boksy jednego dnia. Tu muszę stwierdzić, że do pracy ci wioskowi chłopcy są jedyni, pracowici, wytrzymali i silni jak mało kto. Jednak alkoholizm i społeczne odepchnięcie na margines już w dzieciństwie porobiło im w charakterach i głowach takie straty, że to jest już nie do odrobienia, nie do naprawienia. Żerują na państwowych dotacjach, zasiłkach, rentach, kiblują miesiącami i latami w więzieniu za drobne kradzieże, bijatyki i jazdę po pijanemu rowerem, wciąż coś ich ściga, długi, grzywny, skargi na policję, kiedy wreszcie w sezonie uda im się cokolwiek ciężko zapracować, wszystko idzie na zapłatę owych długów albo na wódkę i papierosy. Wciąż trzeba być z nimi czujnym, bo mają osobowości jak doktor Jecyll i mister Hyde. Po swojemu sympatyczni i mili na trzeźwo, po pijaku stają się dziwnymi monstrami o pałających oczach, nieogolonych gębach, bełkoczących i bluźniących wielkim głosem, gadających co ślina na język przyniesie. I to się już niestety nie zmieni. Taki jest fakt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz