8 kwietnia 2014

Zrywanie parkietu

Nieco w nocy popadało, świat odśnieżony, kurz się nie wzbija przy chodzeniu drogą koło zagrody. W dzień duże zachmurzenie, trochę kropel krótko zleciało na ziemię. Może noc coś przyniesie więcej, oby!
Jary nie przyszedł, nie dał także żadnego sygnału kiedy, jak, gdzie, dlaczego, co u Podlechitów jest powszechną normą zachowania biznesowego. Zabrałyśmy się więc od rana same za konieczną pracę.
Anna skleciła wóz z jako tako dopasowanych desek z osiki, niewielkie szpary w sumie w niczym nie przeszkadzają. Podjechała nim pod oborę i załadowała go z czubkiem obornikiem wyciągniętym tylko z jednego, niedużego boksu!
Pojechała z wozem do przyszłego ogrodu, a ja doszłam tam pieszo. Wjechała przez bramę i przystanęła niedaleko wyjazdu, byle wóz się zmieścił. Potem okazało się, że utknęła przednim kołem samochodu w miękkiej, oranej dwukrotnie dwa lata pod rząd glebie i trzeba było się trochę nabiedzić, aby szpadlem odkopać koła, podłożyć deseczki i wyjechać. Zaś wóz, już pusty wytoczyć własnoręcznie na drogę, w odpowiednią stronę go skręcając. Zmachałyśmy się mocno, bo dodatkowo parno jest od rana, powietrze stoi w miejscu i nie ma czym odetchnąć porządnie.
Jednak zajechała wozem jeszcze raz pod oborę i zaraz po obiedzie naładowała go znowu gnojem z boksu Feli i Meli. Z wielkim czubem.
Ja woziłam też taczki mniej przerobionej materii na kompost.

Zaś obiadek był szybki i przedni. Po raz pierwszy uruchomiłyśmy w tym roku grilla. Piekąc na nim białą kiełbasę swojej roboty. Mniam.

19 komentarzy:

  1. Jak to teraz gnój do ogrodu? Nie rozumiem. U mnie się to zawsze robiło jesienią, żeby na wiosnę siać i sadzić...

    OdpowiedzUsuń
  2. A u nas robi się i jesienią i wiosną wywózkę. Ogród i tak będzie obsadzany na jesień i następnej wiosny, zdąży się uleżeć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam Was Kobiety, za dzielność i siłę, wiem jak to jest z zachowaniami biznesowymi tubylców, czekam na porąbanie 1 m sześciennego drewna, trzech menów kiwa mnie już dwa tygodnie.
    A co z tym parkietem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może tak mała rębarka bo na parobka w dzisiejszych czasach nie ma co liczyć Ted.

      Usuń
    2. A kto mówi o parobku, chcę dać zarobić i to godziwie, miejscowym z siekierami i klinem.

      Usuń
  4. Wóz jest, a kunia niet?... ;))

    Krystynko i Malmys, toż Ewa z Anią wozem właśnie parkiet wywoziły ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Koń mechaniczny oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mechaniczny to terenowy ? czy też miejski.

      Usuń
    2. Wczoraj rozmawiałem z przyjacielem że to fajne autko na wiejskie drogi tyle że drogi anie pola. Ja w gospodarstwie używam małego pojazdu gąsienicowego , sprawdza się znakomicie i jest tani w eksploatacji. Pozdrawiam Ted.

      Usuń
    3. Hm, niby tak, ale przy ostrożnej jeździe sprawdza się też na leśnych i szutrowych traktach. Byle nie przeciążyć paki, bo jest tu delikatne. Niemniej jeździmy nim już ładnych parę lat, były awarie, ale w sumie niewielkie i niezbyt częste. Sprawdziło się przy przeprowadzce, sprawdza się i przy transporcie zwierząt, drewna, worków z karmą, przy ciągnięciu przyczepki pełnej słomy i siana. Rozważałyśmy zakup terenowego, ale jego spalanie paliwa jest kosztowne, kosztowniejsze niż w kangoo. Pozdrawiam, ES

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Każdego zakopie , konia żywić cały rok jak się nie ma dla niego roboty na 10 miesięcy to jaśnie pański gest.

      Usuń
    2. Dziękuję za pochwałę mojego gestu :)

      Usuń
  7. Parkiet to obornik? Gnój? To chyba lokalna nazwa bo nigdy nie słyszałam a mam już 70 prawie wiosen.

    OdpowiedzUsuń
  8. Krystynko. Lokalna. Tutejsza.
    Kamphoro, noż właśnie opowieść była o tym, jak się zakopał i co trza było zrobić tymi ręcamy.
    ;-)

    OdpowiedzUsuń