Na noc zaaplikowałam sobie ibuprom do wewnątrz, plaster gorczyczny na bolące miejsce i gorący termofor. Zapewne ten trzeci, klasycznie, pomógł najbardziej. Choć ból jeszcze nie minął do końca, to jednak rano udało mi się samodzielnie wstać z łóżka i rozchodziłam się dość szybko. Mogę już nawet schylać się i kucać, czyli doić kozy bez problemu.
Zrobiło się słonecznie, choć wiatr jest jeszcze chłodnawy. Gęsi jednak wędrują już samodzielnie wężykiem za mną, jako prowadzącą gęsią przewodniczką. Wyprowadzam je późnym rankiem, gdy już słońce wysoko stojące wysusza rosę na trawie, do zagrody na tyłach obory. Biegną już tam z wielką radością, bo od początku poczuły swoje wrodzone powołanie do skubania zielonego. Zostawiam im michę świeżej wody i idę do swoich spraw, a one w swojej zaaferowanej gromadce pasą się na wzrastającej trawce całymi godzinami.
Anna zaś konstruuje brakujące bramki i furtki do ogrodzenia pastwiska i ogrodu. Sporo tego. Ale idzie jej coraz sprawniej. Dzisiaj zamontowałyśmy jedną gotową furtkę na tyłach pastwiska. Bez zawiasów, jest wiązana na sznurki, to najpraktyczniejsze i sprawdzające się w każdych warunkach rozwiązanie. Trzy następne powstają właśnie.
A co to za furtki wiązane na sznurki? Nie słyszałam o takich a przydała by mi sie furtka między podwórkiem, które szykuję powoli dla kur a sadem...
OdpowiedzUsuńSłyszeć nie trzeba, wystarczy trochę wyobraźni. Zamiast zawiasów zwyczajnie można furtkę przywiązać do słupa w kilku miejscach. Jak się sznurek przetrze, wymienić na drugi. My mamy nadmiar sznurków ze snopowiązałki do recyklingu, wszędzie gdzie się da ich więc używamy. ES
OdpowiedzUsuńMój dziadek też konstruował takie bramki na sznurek, ale wątpię żeby Anna go znała . Bardzo praktyczne ... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń